czwartek, 6 września 2012

Płonnik

Ścieżka wśród wysokich traw była tak wąska, że cała trójka musiała iść gęsiego. Na czele podążał Ugryź z nosem przy ziemi. Mały, brzydki kundel o sierści koloru musztardy był niczym kompas dla dwóch wiecznie pijanych meneli w średnim wieku, którzy często mieli problem z orientacją w terenie, szczególnie w środku nocy. Poza tym Czesiek i Wiesiek musieli skoncentrować się na bezpiecznym transporcie tego, co znaleźli po całodniowym przeszukiwaniu osiedlowych śmietników. Rozklekotany wózek skrzypiał niemiłosiernie, wyładowany do granic możliwości przedmiotami z plastiku, różnych rodzajów metalu oraz tego, co nie zostało skonsumowane przez sytych. 
Byli już blisko swojego koczowiska, kiedy Ugryź stanął jak wryty, postawił uszy i zaczął głośno warczeć, by za moment przejść w ostre szczekanie. Mężczyźni nie zwrócili większej uwagi na zachowanie czworonoga. Spotykali już w tym miejscu zboczeńców, kopulujące pary, podpitych studentów oraz swoich kompanów w niedoli. Wszystkich intruzów potrafili skutecznie przegonić. Pies po chwili niepewności zanurzył się w trawie, nie przestając ujadać.
- Wyczuł, kurwa, jakieś zwierzę – splunął Czesiek. – Pewnie kota.
- Ugryź, do nogi! – wrzasnął Wiesiek. – Zara go zgubimy – dodał ciszej, pociągając nosem. 
Niewielki pies rzeczywiście mógł łatwo zniknąć w otaczającej ich scenerii dziko rosnących traw i krzewów, nawet w słoneczny dzień, a co dopiero, gdy panują czarne mroki, lekko tylko rozjaśniane przez trzy czwarte księżyca. 
Aż trudno było uwierzyć, że znajdowali się w środku dużego miasta. Teren, nazywany Łaciną, był ostatnim miejscem w centrum Poznania, którego praktycznie nie dotknęła cywilizacja. Jego granice przylegały do wiecznie zakorkowanego Ronda Rataje i wielkich blokowisk. Wkrótce miało się to skończyć. Cały obszar został przeznaczony na osiedle i galerię handlową, ale póki co, pustkowie służyło jeszcze takim jak Czesiek, Wiesiek i Ugryź.
Szczekanie umilkło, ale narastający szelest deptanej trawy sygnalizował, że pies wraca. Po chwili na ścieżkę wyskoczył Ugryź, cały i zdrowy, ale jakoś dziwnie zdezorientowany. Zamiast ruszyć dalej, wszedł pod wózek, położył się, zwinął w kłębek i zakrył pysk ogonem 
- Ugryź, prowadź! – rozkazał Wiesiek.
- Co on taki wystraszony? – Czesiek spojrzał w kierunku, z którego wrócił Ugryź. 
Odpowiedź nadeszła szybciej, niż się spodziewali. 

Całe opowiadanie na portalu nakanapie.pl