niedziela, 18 listopada 2012

Moja twórczość po raz pierwszy mówiona czyli jako audiobook. Współczesne bajki zebrane pod tytułem "Tomkowe historie" można teraz posłuchać. Dostępne na e-bookowie http://www.e-bookowo.pl/audiobooki/tomkowe-historie.html
Wyrazy uznania u podziękowania dla zespołu z Przeczytamy.pl

niedziela, 11 listopada 2012

Rogal


Limerick wyjął z szafki niewielkie kartonowe pudełko i postawił na stole. Miało kształt trójkąta równoramiennego. Na wieczku widniał napis „Rogal Uliczny”. Po otwarciu pudełka oczom Szczudła ukazał się duży i lśniący kawałek pieczywa w kształcie podkowy. Miał złocisty kolor, z cieniutką warstwą lukru, obsypany drobinkami posiekanych migdałów.
− Wiesz co to takiego? – Limerick spojrzał tajemniczo na wnuka.
− Rogal uliczny – powtórzył napis na pudełku, bo nic innego nie przyszło mu do głowy. Nie rozumiał, dlaczego dziadek z takim namaszczeniem podchodzi do słodkiego rogala.
− Kiedyś nosił inną nazwę. W danym świecie znany był jako Rogal Świętomarciński. Jego tradycja narodziła się w tysiąc osiemset dziewięćdziesiątym pierwszym roku w Poznaniu, mieście, na którym zbudowano Nowy Londyn. Jedna z głównych ulic Poznania nosiła nazwę Św. Marcin. W dawnym świecie nie numerowano ulic, nadawano im imiona jak ludziom. No, więc na Świętym Marcinie stał kościół pod wezwaniem Św. Marcina.
− Święci w dawnym świecie byli prymitywnym wyobrażeniem istot wyższych, których istnienie ludzie wyczuwali, ale nie potrafili nawiązać z nimi kontaktu – wyrecytował chłopak.
− Tak istotnie nauczają Doskonali – przyznał Limerick. – Jednakże ów Marcin, przez ludzi bardzo dawnego świata uważany za świętego, naprawdę istniał. Był żołnierzem i podzielił się z bezdomnym połową swojego płaszcza, za co wyrzucono go z armii.
− Skąd o tym wiesz dziadku?
− Wpadły mi kiedyś w ręce, dawno temu, skrawki informacji na temat tego człowieka, Marcina. Nie znam dokładnie jego historii. Oprócz tego, co streściłem w kilku słowach, wiadomo mi jeszcze, że jeździł konno. Dawno temu wszyscy jeździli konno.
− Co to wszystko ma wspólnego z rogalem? – Szczudło zaczął się niecierpliwić.
− Spokojnie nie poganiaj starego umysłu. No, więc ten Marcin, został uznany za świętego, a ponieważ imionami świętych nazywano ulice i budynki, w Poznaniu jego imię nosiła ulica i kościół, czyli budynek kultu. W kościele pracował ksiądz, czyli ktoś taki, kto przewodził obrzędom kultowym, który wpadł na pomysł, jak można uczcić dzień św. Marcina. Każdy z tych świętych miał swój dzień. Ksiądz zwrócił się do ludzi, aby zrobili coś dla biednych, tak jak kiedyś Marcin. Jeden z poznańskich piekarzy wpadł na pomysł, upiekł mnóstwo rogali, przyniósł pod kościół i rozdał biednym. Ciasto rogala wykonał z pszennej mąki, jaj, masła, cukru, drożdży i mleka, wypełnił go masą zrobioną z cukru pudru, migdałów, orzechów, białego maku i śmietany. W następnych latach dołączyli do niego inni cukiernicy, i tak narodziła się ta tradycja. Z czasem wśród ludzi zaczęła krążyć legenda przedstawiająca inną genezę rogala, niezwyczajną. Podobno poznański piekarz ujrzał we śnie świętego Marcina jadącego na koniu, podniósł zgubioną przez jego konia podkowę i postanowił, że będzie piekł ciasto w takim kształcie.
− To już chyba przesada – skrzywił się Szczudło.
− Ludzie zawsze lubili przesadzać – stwierdził filozoficznie Limerick. – Tak czy owak, istnienie rogala jest faktem leżącym przed tobą, którego możesz dotknąć, powąchać, a nawet skonsumować.
− Pachnie pięknie – przyznał chłopak. – Kiedy przypada to święto?
− Właśnie dzisiaj, jedenastego listopada.
− Gdzie kupiłeś tego rogala?
− Jest w Nowym Londynie piekarnia, która kultywuje tę tradycję. Raz w roku pieką rogale dla stałych klientów, którzy złożą zamówienie. Domyślasz się, że ja do nich należę. Ponieważ Doskonali prawdopodobnie nie wydaliby zgody na nazwę Rogal Świętomarciński, właściciel cukierni wymyślił nazwę Rogal Uliczny i nie zdradzając jego pochodzenia, otrzymał pozwolenie na wypiek.
− Myślałem, że pieczywo wypiekają pod ziemią inteligentne piekarnie.
− Podziemne piekarnie to produkcja masowa, nie zajmują się limitowaną serią wypiekaną raz w roku, a poza tym nie znają przepisu.
− Wymieniłeś składniki – przypomniał chłopak – łatwo je zapamiętać.
− Składniki składnikami a cała tajemnica to odpowiednie proporcje, sposób wykonania i czas pieczenia.
− To może spróbujemy . – Szczudło wpatrywał się chciwie w słodką zawartość pudełka.
Limerick ostrożnie ujął w dłonie rogal, przełamał go na pół i podał wnukowi. Pod złocistą skorupką ułożone były jaśniejsze warstwy ciasta, cieńsze od papieru, a sam środek wypełniała gęsta masa stanowiąca kwintesencję smakołyku. Szczudło odgryzł spory kawałek, następnie językiem i zębami rozprowadził po całym wnętrzu jamy ustnej. Przepełniła go niebiańska słodycz, która wniknęła we wszystkie dostępne kubki smakowe, i miał wrażenie, że uczucie to przeszło jeszcze dalej, ogarniając wszystkie jego zmysły i zakończenia nerwowe.
− To jest zaje…, to znaczy fantastycznie smakuje – wydał z siebie recenzję po połknięciu pierwszego kęsa. – Musisz mi powiedzieć, gdzie jest ta piekarnia.
− Nie ma sprawy. – Limerick ucieszył się, że rogal zasmakował wnukowi. – Piekarz uczy zawodu i receptury swojego syna, więc dobrze będzie, jeżeli pojawi się również nowe pokolenie pożeraczy rogali. Proszę jedynie, abyś zawsze na jedenastego listopada zaglądał do piekarni.
− Obiecuję. – Szczudło przełknął następny kawałek.
− Powiem ci jeszcze, że jako wyjątkowy klient mam specjalne względy u piekarza – ciągnął Limerick. – Jeśli go poproszę, czasem upiecze parę rogali w ciągu roku, poza oficjalnym świętem. Myślę, że zgodzi się, abyś i ty otrzymał statut specjalnego klienta.
− Super. – Szczudło kończył jeść swoją połówkę rogala.
− Mam jednak jeszcze jedną prośbę. – Limerick podrapał się po siwych włosach wciąż jeszcze gęsto porastających jego głowę. – Rogala z pewnością zapamiętasz, ale chciałbym, abyś również zapamiętał Ametyst i to, co ci o nim opowiedziałem. Nie chodzi o to, abyś go poszukiwał, ale żebyś pamiętał.
− Zgoda dziadku, ale ja również mam prośbę.
− Słucham.
− Czy mogę dostać drugą połowę rogala?