wtorek, 16 lipca 2013

Zaklinaczka książek

Maciej poruszył się nerwowo.
- Jak właściwie wpadłaś na to, że możesz kontaktować się poprzez książkę.
Wiktoria przekrzywiła głowę i spojrzała jakby chciała zajrzeć w głąb duszy Macieja.
- Jak pewnie wiesz jestem bardzo pokręcona.
- Nie mniej niż ja – w zapewnieniu Macieja nie było cienia udawania.
- Nie była to moja pierwsza ingerencja w czyjąś książkę. – Wiktoria spojrzała w nieokreśloną dal odszukując obrazy z przeszłości. - Coś podobnego przydarzyło mi się tuż po śmierci rodziców. Szukałam dla siebie miejsca, rodzaju ucieczki od rzeczywistości. Wtedy po raz pierwszy trafiłam do ośrodka medytacyjnego prowadzonego przez Rafała. Spotkania zaczynały mi pomagać, ale wieczorami, samotna w mieszkaniu, które zostało mi po rodzicach, w którym wszystko mi o nich przypominało, nie dawałam rady, wpadałam w przygnębienie i depresję. Próbowałam czytać książki. Zawsze mi to pomagało. Książki były moim lekarstwem na problemy. W tym przypadku to nie działało. Rafał poradził abym przeczytała coś w obcym języku. Twierdził, że umysł musi się wtedy bardziej przestawić, a tym samym odejść od realności. Udałam się do empiku i długo szukałam. Wybrałam książkę „Żona podróżnika w czasie”. W polskim przekładzie wyszła pod tytułem „Zaklęci w czasie”. Jeszcze przy półce przeczytałam dwie pierwsze strony. Zaskoczyłam. Po powrocie do mieszkania od razu zabrałam się do czytania i nie mogłam się oderwać. Nareszcie poczułam się lepiej, zapomniałam o ostatnich przeżyciach. Istniała dla mnie tylko treść książki i jej bohaterowie. Clare i Henry. To nie była historia zwykłej miłości. Henry podróżował w czasie, ale to też nie były podróże jakie znamy z filmów. Cierpiał na zaburzenia genetyczne powodujące, że niezależnie od swojej woli przenosił się w przeszłość lub przyszłość. Nie miał żadnego wpływu na to kiedy to następuje, dokąd się przenosi i jak długo to potrwa. Często podróżował pod wpływem stresu, czasem pozytywnej ekscytacji. Takie przenosiny nigdy nie były przyjemnym przeżyciem. Czuł mrowienie na całym ciele, miał zawroty głowy. Poza tym zawsze przenosił się całkowicie nagi. Pozostawała po nim ubranie, a on w innym czasie musiał szukać dla siebie odzienia, pieniędzy, zazwyczaj włamywał się gdzieś i kradł. Wyobraź sobie, że nagle w ciągu kilku sekund zostajesz wyrwany z teraźniejszości i znajdujesz się w nieznanym miejscu, wokół jest ciemno i zimno, a ty jesteś bez ubrania, pieniędzy i musisz przeżyć. Takie życie było dla niego męczące, ukrywanie się, uciekanie, walka o biologiczne przetrwanie. Czuł się samotny, nie miał z kim podzielić się swoim losem. Bezsilność potęgował fakt, że nie potrafił w żaden sposób zmienić przeszłości. Wszystko, co mu pozostało to bycie biernym obserwatorem. Przeżył śmierć matki, w wypadku samochodowym. Uratował się ponieważ wtedy też zniknął. Widział jej śmierć jeszcze raz kiedy cofnął się w czasie jako dorosły. Nie mógł nic zrobić. Dużo pił, pakował się w niestabilne związki z kobietami. Wreszcie spotkał Clare. Właściwie trudno powiedzieć kiedy spotkał ją po raz pierwszy. Pewnego razu w bibliotece, w Chicago, gdzie pracował, nieznana mu piękna dziewczyna niesamowicie ucieszyła się na jego widok. Wiedziała jak ma na imię i jaka jest jego ulubiona knajpa. On niewiele z tego rozumiał ale podejrzewając, że coś mogło się w przeszłości wydarzyć, zgodził się z nią spotkać. Clare wszystko mu opowiedziała. Po raz pierwszy pojawił się u niej kiedy miała sześć lat. Przybywał wielokrotnie stając się jej najlepszym przyjacielem, nauczycielem i wreszcie kochankiem podczas jednego z ostatnich spotkań, zanim znalazła go w teraźniejszości. Nareszcie mogli być ze sobą. Byli dla siebie stworzeni. Henry czuł się przy niej znacznie lepiej. Niestety nadal znikał. Clare nigdy nie wiedziała czy na przykład zjedzą razem kolację czy też w kuchni znajdzie jedynie ubrania po Henrym, który nagle znajdzie się nie wiadomo gdzie. To nie było łatwe życie, ani prosta miłość, ale oni wykorzystywali każdą wolną chwilę aby nacieszyć się sobą. Długo nie mogli mieć dzieci. Clare kilka razy poroniła. Ich dzieci także podróżowały jeszcze w łonie. Udało jej się nareszcie urodzić wspaniałą córeczkę. Kiedy trochę podrosła także podróżowała w czasie ale potrafiła to lepiej kontrolować niż Henry. Ich wspólne życie zostało nagle przerwane przez tragiczną śmierć Henry’ego. Przeniósł się w niewłaściwe miejsce do niewłaściwego czasu i został przypadkowo zastrzelony. Clare z bólem znosiła jego brak ale czekała w nadziei, że kiedyś odwiedzi ją z przeszłości. Kilka razy widziała go ich córka Alba. Clare nigdy. Dopiero gdy była już bardzo stara przyszedł do niej młody Henry. Tak kończy się książka. Dla mnie ta historia nie skończyła się. Byłam zafascynowana Clare i Henrym, ich wspólnym życiem i miłością. Uważałam, że to niesprawiedliwe co ich spotkało. Po tym jak walczyli aby być razem, stworzyć swój dom i rodzinę, na przekór niewyobrażalnym trudnościom, zasłużyli na coś lepszego. Wymyśliłam sobie alternatywne zakończenie i zapisałam je na luźnych kartkach. Trzymając się realiów powieści nie zmieniłam przeszłości. W mojej wersji Henry, co prawda ginie, ale znajduje sposób aby częściej powracać z przeszłości i być z Clare po swojej śmierci, towarzyszyć jej we wszystkich chwilach, które uda się wyrwać z rzeczywistości. Wymyśliłam postać Rona, syna Alby, który posiada taką samą właściwość genetyczną ale całkowicie panuje nad swoimi podróżami. Podróżuje w przeszłość i uczy swojego dziadka Henry’ego jak panować nad podróżami. Nie mogą już zmienić przeszłości, zatrzymać kuli, która zabiła Henry’ego, ale mogą sprawić, że Henry sprzed wypadku, wyrusza regularnie w przyszłość do owdowiałej Clare. Pojawia się, co tydzień, co miesiąc, na dzień, kilka dni, czasem kilka godzin. Clare już wie, że go nie straciła, że nie będzie go widywała często, ale najważniejsze, że będzie go widywała, rozmawiała i kochała się z nim. Nadal są zaklęci w czasie ale potrafią nad nim panować.
Maciej podał jej napój aby trochę odpoczęła.
- Sama powinnaś pisać książki. Nie żartuję. Mogłabyś wymyślić niejedną taką historię. Z resztą biorąc pod uwagę nasz przypadek, nie trzeba nawet wymyślać.
Wiktoria podziękowała i odstawiła pusty pojemnik.
- Myślałam o tym aby napisać książkę. Trochę jednak obawiałam się konsekwencji.
- Nie rozumiem – Maciej zmarszczył brwi.
- Moja opowieść o Clare i Henrym ma ciąg dalszy. Kartki, na których zapisałam swoją wersję wkładałam do książki. Pewnego razu kiedy sięgnęłam po książkę, kartek w niej nie było, a właściwie były. Jako część książki. Zadrukowane moimi słowami.
Przekrzywiła głowę i spojrzała figlarnie na Macieja. Chciała sprowokować go do komentarza, ale on wiedział, że Wiktoria nie żartuje.
- Co było dalej?
- Czytałam zakończenie swoje autorstwa kilka razy. Wybrałam się do księgarń i przeglądałam inne egzemplarze. Nie zmieniły się. Moja książka była jedyna i niepowtarzalna. Po-szłam po poradę do jedynego człowieka, któremu wówczas mogłam zaufać i powierzyć najskrytsze tajemnice.
- Do Rafała.
- Zgadza się. Dobrze trafiłam. Nie uznał mnie za wariatkę. Pokazałam mu książkę. Po-twierdził, że zmiana w tekście to nie złudzenie. On wierzy, że są ludzie o nadzwyczajnych zdolnościach i najwyraźniej ja do nich należę. Powiedział, żebym uważnie obserwowała co się wokół mnie dzieje i starała się żyć normalnie. Chodziłam na medytacje, to pomagało. Od czasu do czasu zaglądałam do książki. Sprawdzałam czy nic się nie zmieniło. Miałam satysfakcję, że udało mi się zmienić zakończenie. Wyobrażałam sobie, że Clare i Henry żyją sobie gdzieś w Chicago i są szczęśliwi. Jestem strasznie banalna.
Maciej gorliwie zaprzeczył.
- Ty banalna? Myślałem, że znam wszystkie twoje możliwości ale ciągle mnie zaskakujesz.
Chciał jej powiedzieć, że rozumie dlaczego tak bardzo troszczyła się o bohaterów będących jednie czarnym drukiem na papierze. Nie musiał być psychologiem aby wiedzieć co wtedy przeżywała, jak musiała czuć się samotna i niepewna. Wyobraziła więc sobie parę kochanków po traumatycznych przejściach, którzy pokonali przeszkody i znaleźli ukojenie.
- Zaskoczę cię jeszcze raz – Wiktoria przesunęła się na środek leżanki i skrzyżowała nogi. – Pewnego razu kiedy otworzyłam książkę po kilkutygodniowej przerwie znalazłam w niej kartkę. Zapisano na niej kilka słów długopisem. Po angielsku. Wykułam je na pamięć. „Witaj Wiktorio. Chcę ci podziękować w imieniu swoim i Clare za to, co dla nas zrobiłaś. Ni-gdy nie damy rady odwdzięczyć ci się. Chciałem przynajmniej w ten sposób dać ci dowód, że naprawdę jesteśmy ze sobą i myślimy o tobie. Nie zastałem cię w mieszkaniu. Może to i lepiej. Nie mogłem zostać zbyt długo. Po raz pierwszy podróżowałem tak daleko od Chicago i nie byłem pewien czy panuję nad tym. Proszę tylko abyś strzegła książki jak oka w głowie. Życzymy ci abyś i ty odnalazła szczęście. Serdecznie pozdrawiamy – Clare i Henry”. Jestem pewna, że nikt nie wchodził do mieszkania. Nie było śladów włamania.
- Co zrobiłaś?
- Zachowałam kartkę, włożyłam ją do książki, a potem rozpłakałam się. Ze szczęścia.
- Więc oni rzeczywiście żyją?
- Inaczej o nich nie myślę. I nie chodzi o to, że miałabym ożywić postacie książkowe. Wierzę, że są prawdziwymi ludźmi, mają swoje życie, a ja odmieniłam ich los.
- Nie próbowałaś skontaktować się z autorem książki?
- Autorką. To amerykańska pisarka. – Wiktoria westchnęła i wzruszyła ramionami. – Nie miałam odwagi. Obawiałam się jak zareaguje na informację, że zaingerowałam w jej twórczość.
- Ona mogłaby cię doprowadzić do Clare i Henry’ego.
- Wiem, ale jedno mnie powstrzymywało – Wiktoria objęła się ramionami. – Ułamek procenta obawy, że oni mogliby się jednak okazać tylko książkowymi postaciami. Nie wiem czy poradziłabym sobie z takim rozczarowaniem.
- Co na to powiedział Rafał?
- Nie powiedziałam mu. To była wyłącznie moja tajemnica. Do teraz.
- Czym sobie na to zasłużyłem?
- Nie udawaj skromnego – gdyby miała przy sobie poduszkę rzuciłaby nią w Macieja. - Przerobiłeś na sobie oddziaływanie poprzez książkę.
- Znowu ci się udało. Chociaż tym razem nie miałaś przy sobie tekstu.

- To była podstawowa trudność – przyznała Wiktoria. – Z drugiej strony książka, o której wygadała się Marianna była moim jedynym punktem zaczepienia. W każdej fazie granatowej i w każdej wolnej chwili w jasnych fazach myślałam o powieści, którą tworzą Kowalikowie i pragnęłam wkraść się w zapisane przez nich słowa. Kiedy osiągnęłam cel zdałam sobie sprawę, że nie zmienię treści, nie odwrócę tego, co się już stało, podobnie jak nie zapobiegłam zastrzeleniu Henry’ego. Udało mi się jednak doprowadzić do tego, że znowu są razem, żyją swoją miłością, która pokonała czas i śmierć. Wywołałam ciąg dalszy, ciąg zdarzeń, który odmieni ich los. Według podobnego schematu musiałam postąpić ze sobą. Jeśli sama nie mogłam wyjść ze Świata Źródła, uznałam, że ktoś musi po mnie przyjść. Ktoś, kto usłyszy moje wołanie z książki. Gdyby nie wcześniejsza historia z Clare i Henrym, nigdy nie wpadłabym na taki pomysł i pozostałabym w Źródlanii.