Nie mając większego wyboru, Florencja
opuściła hol przez duże, szklane, rozsuwane automatycznie drzwi. Gotowa była
przysiąc, że nie było ich, kiedy wchodziła. Znalazła się przed Zamkiem i
rzeczywiście, otaczający go świat wyglądał inaczej. Przede wszystkim miał
kolory. Zdała sobie sprawę dopiero teraz, że tak było również w środku, na
wystawie, ale szarość wystroju nieco przytłumiła kolorystykę i nie rzucała się
ona tak w oczy. Na dworze, w słońcu, co prawda zachodzącym, ale wciąż
przyświecającym silnymi promieniami, wszystko nabrało swoich barw. Inne były
pojazdy kołowe, tramwaje, nawet przechodnie ubrani bardziej kolorowo. Mimo to
rozpoznała ulicę Święty Marcin. Od strony Uniwersytetu zauważyła wychodzące
ponad korony drzew dwa wielkie krzyże. Pomnik Poznańskiego Czerwca, o którym
słyszała. Woźnica mówił jej, aby skierowała się w drugą stronę, po której stoi
monument o podstawie trójkąta. Odwróciła się w drugą stronę i dopiero teraz
zauważyła go, a przecież stał na chodniku tuż przed Zamkiem. Rzeczywiście
stanowił bryłę o podstawie trójkąta o ścianach wysokich może na trzy metry i
szerokich na ponad metr. Każda z nich usłana była równymi rzędami wytłoczonych
cyfr, ułożonych w sposób zupełnie przypadkowy, losowy. Naliczyła dwanaście cyfr
w poziomych rzędach i dwadzieścia jeden w pionowych. Dokładnie pośrodku każdej
ze ścian, wśród cyfr widniało jedno imię i nazwisko, wytłoczone dużymi literami.
HENRYK ZYGALSKI. MARIAN RAJEWSKI. JERZY RÓŻYCKI. Obeszła pomnik dookoła i
zatrzymała się na dłużej przy boku „Henryka Zygalskiego”. Wpatrywała się w
cyfry jak zaczarowana i zauważyła, że kilka z sprawiało wrażenie, jakby
podświetlono je słabym światłem. Wyraźnie wyróżniały się na tle innych. Znajdowały
się w jednym szeregu, jedna przy drugiej, nad samym nazwiskiem. Naliczyła ich
osiem 1, 5, 0, 7, 1, 9, 0, 8. Po chwili ich blask przygasł i nie odróżniały się
już od pozostałych. Odczekała chwilę na wszelki wypadek, gdyby jeszcze coś się
wydarzyło. Nie doczekawszy się nowych żadnych zjawisk, ruszyła dalej.
(…)
Rowerzysta bardzo chętnie objaśnił
konstrukcję swojego pojazdu i technikę jazdy. Następnie zaproponował, aby
Cardiff usiadł na bagażniku i śmignęli pod Zamek, gdzie Stary Marych
zaprezentował ciekawą niespodziankę. Okazało się, że pomnik-monolit o podstawie
trójkąta, w świecie cyfrowej fotografii nabył funkcji wyszukiwarki, mogącej
sięgać po dowolne hasło do każdych czasów. Nazwiska na bokach figury
przypominały o trzech matematykach, absolwentach Uniwersytetu Poznańskiego,
którzy podczas wojny złamali kod maszyny szyfrującej, używanej przez okupanta.
− To miało ogromne znaczenie dla wygrania
wojny. – Cardiff wypowiedział te słowa z taką dumą, jakby to on tego dokonał.
− A skąd ty to wszystko wiesz? – Florencja
nigdy wcześniej nie słyszała o szyfrantach.
− Jak to skąd? Stary Marych mi powiedział.
Przecież obiecałem zapytać go o to. Ten facet jest kopalnią wiedzy. – Cardiff
nie był pewien, czy pomnik można nazywać „facetem”, ale doszedł do przekonania,
że Marych z pewnością nie miałby nie przeciwko temu. – Często korzysta z
przeglądarki i pokazał mi, jak się ją uruchamia. Wystarczyło dotknąć ośmiu cyfr
znajdujących się nad nazwiskiem HENRYK ZYGALSKI.
− Jeden, pięć, zero, siedem, jeden, dziewięć,
zero, osiem. – Florencja przypomniała sobie wyświetlające się numery, kiedy po
raz pierwszy zobaczyła pomnik. Wyjaśniła Cardiffowi, skąd o tym wie.
− Ten zapis trzeba odczytywać w innej
sekwencji – oznajmił Cardiff. – Piętnaście, zero siedem, tysiąc dziewięćset
osiem, czyli piętnasty lipca, tysiąc dziewięćset ósmego roku dawnego świata.
Dzień urodzin Henryka Zygalskiego. Aby wyłączyć wyszukiwarkę, trzeba dotknąć
osiem cyfr pod nazwiskiem. 3, 0, 0, 1, 9, 7, 8. Trzydziesty stycznia tysiąc
dziewięćset siedemdziesiątego roku, dawnego świata. Data śmierci Zegalskiego.
− Dlaczego właśnie na jego części działa
wyszukiwarka? – zastanawiała się Florencja.
− Nie mam pojęcia. – Cardiff rozłożył ręce. –
Może dlatego, że był rodowitym poznaniakiem.
(…)