To opowiadanie ukazało po raz pierwszy pod
tytułem "Golem poznański" w antologii "Szkice z życia",
powstałej w efekcie projektu „Blogerzy książki piszą”. Na zdjęciu rzeźba
Golema, autorstwa Davida Cernego.
----------------------------------------------------
- Posen? – Kamienna twarz celnika rozluźniła
się. Funkcjonariusz dla pewności jeszcze raz przeczytał nazwisko w paszporcie.
- Aron Posen – potwierdził spokojnie
właściciel dokumentu.
- Witamy w Poznaniu panie… Posen – celnik
oddał dokument.
Aron ruszył przez terminal portu lotniczego
ciągnąc za sobą walizkę na kółkach. Wiedział, że jego nazwisko będzie wzbudzało
w tym mieście takie reakcje. Dziadek Mordechaj miał oryginalny pomysł, kiedy
prawie siedemdziesiąt lat temu postawił nogę na amerykańskiej ziemi. Z jakichś
powodów chciał zachować pamięć dla miasta swojej młodości.
Zanim wsiadł do taksówki kupił miejscową
gazetę. Władał dobrze kilkoma językami, dziadek zadbał aby nauczył się również
polskiego. Nie miał problemu z przeczytaniem informacji, ale ponieważ nie znał
miasta, ludzi i miejscowej specyfiki, suche wiadomości niewiele mu mówiły.
Większą uwagę zwrócił jedynie na artykuł o uszkodzeniu rzeźby stojącej na
głównej alei w centrum miasta, pomnika Golema, autorstwa czeskiego artysty. Oburzały
go wszelkie akty wandalizmu, a szczególnie, gdy dotyczyły czyjejś twórczości.
Sam był rzeźbiarzem i nie po to wkładał wysiłek w swoje prace, aby te były
później kaleczone.
Taksówka zawiozła go w okolice Starego Rynku
pod wskazany adres. Przy jednej z bocznych ulic znajdowała się odnowiona
kamienica, w której mieściło się biuro Lidii Berg. To z nią miał się spotkać.
Przez domofon przywitał go zdecydowany, ale ciepły głos. Wszedł na pierwsze
piętro i ujrzał w drzwiach niewysoką kobietę około sześćdziesiątki, bardzo
zadbaną, ubraną w elegancką niebieską sukienkę, z krótko przyciętymi włosami w
rudym kolorze.
- Witaj Aronie, niezwykle się cieszę, że
nareszcie mogę cię zobaczyć.
- Dzień dobry. Ciociu. – Zdecydował się
tytułować ją tak jak mówił o niej dziadek, chociaż nie miał pewności czy ich
rodziny rzeczywiście były spokrewnione.
- Świetnie mówisz po polsku – pochwaliła
Lidia i zaprosiła Arona do środka.
Przy herbacie i ciastkach długo rozmawiali o
sobie i o tym, co porabiają po obu stronach Atlantyku. Wspomnieli oczywiście
dziadka.
- Bardzo chciał cię odwiedzić. Niestety nagła
choroba pokrzyżowała mu plany – opowiadał Aron. – Krótko przed śmiercią miał do
siebie żal, że tak długo zwlekał z wyjazdem. Prosił, abym obiecał, że przyjadę
w jego imieniu.
- Wypełniłeś obietnicę – uśmiechnęła się
Lidia podsuwając talerz z ciastkami.
- Odnoszę wrażenie, że tylko część obietnicy
– Aron ruchem ręki dał do zrozumienia, że nie da rady więcej zjeść. – Dziadek
mówił, że chcesz mi wyjawić jakąś rodzinną tajemnicę i powierzyć pewne zadanie.
- Korespondowałam na ten temat z Mordechajem.
Chcę ci trochę opowiedzieć o naszym przodku. Potem zdradzę swój pomysł. Jeśli
zechcesz możesz pomóc mi w jego realizacji. Jeśli odmówisz zrozumiem i nie będę
miała do ciebie żalu.
Aron pokiwał głową. Od początku podejrzewał,
że to nie będzie zwykła, kurtuazyjna wizyta.
- Dziadek wspominał mi jedynie, że
prowadziliście badania nad drzewem genealogicznym naszej rodziny.
- Zgadza się. Właściwie to ja przez wiele lat
poszukiwałam naszych korzeni. Miałam pewne podejrzenia, które potwierdziły się.
Mordechaj, początkowo sceptyczny ostatecznie, przekonał się do mojego odkrycia.
– Lidia wypiła łyk herbaty, zaś Aron cierpliwie czekał, na kontynuację. Ta
kobieta miała w sobie jakąś dobrą siłę, która w sposób naturalny wymuszała
szacunek i uprzejmość. – Wnioski, do których doszłam są spełnieniem moich snów.
Naszym wspólnym przodkiem, twoim, moim, Mordechaja był Jehuda Löw ben Becalel
znany również jako Maharal. Jesteśmy potomkami jednego z najsłynniejszych rabinów,
uczonego, filozofa i mistyka.
Zauważyła, że zrobiło to na Aronie wrażenie.
- W jakich czasach żył?
- Pięć wieków temu. Był głównym rabinem w
Pradze i w Poznaniu, lecz nie z tego został zapamiętany.
- Dokonał czegoś ważnego? Jakiegoś odkrycia?
- Przypisuje mu się stworzenie postaci
mitycznego Golema.
- Ciało bez duszy – zamyślił się Aron. –
Dziadek opowiadał mi tę legendę gdy byłem mały. Teraz sobie przypominam, że
wymienił nawet to nazwisko. Nie wspominał jednak, że w opowieści występuje nasz
przodek.
- Wtedy jeszcze tego nie wiedział. Kiedy
mieliśmy już pewność zaczęliśmy się zastanawiać jako możemy oddać pamięć
naszemu wspaniałemu krewnemu. Wreszcie przypomniałam sobie o twoim talencie.
Jesteś rzeźbiarzem.
- Chcesz ciociu żebym wykonał rzeźbę rabina
ben Becalela?
Lidia wstała i podeszła do okna. Poprosiła
Arona żeby stanął obok niej. Skinęła głową na stojący po drugiej stronie ulicy
gmach. Masywny, rozłożysty, z szarym tynkiem.
- Poznańska synagoga – jej słowa potwierdziły
to czego Aron już się domyślił. – W czasie wojny hitlerowcy zamienili ją na
pływalnię. Po wojnie budynek nadal służył jako pływalnia. Aż do niedawna. Przez
kilkadziesiąt lat po pokonaniu naszych oprawców, ich decyzja cały czas
pozostawała w mocy.
- Jak to możliwe? – Aron wzdrygnął się. –
Czujesz się bezpieczna w tym kraju?
- Nie jest źle. Chociaż przyznam, że wiele tu
absurdów. Najważniejsze, że synagoga zmieni swoje przeznaczenie. Nasza gmina
weźmie ją pod opiekę. Wracając do naszego rabina chciałabym, aby na ścianie
synagogi zawisła tablica upamiętniające Jehudę ben Becalela.
- I chcesz abym ją wykonał.
- Chcę cię poprosić.
- To będzie dla mnie przyjemność i zaszczyt.
- Myślałam nie tylko o tablicy – Lidia
spojrzała tajemniczo w kierunku synagogi. – Obok niej mogłaby stanąć rzeźba
Golema. Z gliny.
- Nie widzę problemu – zgodził się Aron.
Przez kolejne tygodnie Aron pracował w
mieszkaniu wynajętym przez Gminę Żydowską. Mieściło się na poddaszu kamienicy,
w której urzędowała Lidia i wprost idealnie nadawało się na pracownię.
Przestronne i doskonale oświetlone. Najpierw wykonał tablicę z brązu. Umieścił
na niej podobiznę wzorowaną na starych ilustracjach i rycinach. Nie miał
pojęcia czy tak właśnie wyglądał Jehuda Löw ben Becalel, ale tak wyobrażali go
sobie potomni. Na tablicy umieścił krótki opis kim był ów rabin i co robił,
uwzględniając również wzmiankę o stworzeniu Golema, na czym bardzo zależało
Lidii. Następnie zabrał się za postać samego Golema. Zadanie było trudniejsze,
tym bardziej, że ciocia upierała się aby była to rzeźba z gliny, z której
ulepiona miała być mityczna postać. Na szczęście Aron tworzył również w tym
materiale. Efekt jego pracy zachwycił Lidię.
- Jesteś prawdziwym artystą – mówiła
wpatrzona w rzeźbę Golema.
- Raczej rzemieślnikiem.
- O nie! – zaprzeczyła stanowczo. – Golem
wygląda jakby miał za chwilę ożyć.
Aron nie podzielał tej opinii, ale zdążył już
na tyle poznać Lidię, że wiedział kiedy nie należy z nią polemizować.
Odsłonięcie tablicy i posągu odbyło się w
piątkowe południe z udziałem członków gminy i przedstawicieli władz miejskich.
Uroczystość na krótko zakłóciło kilku osobników z wygolonymi głowami, wznosząc
okrzyki świadczące o ich braku sympatii do społeczności żydowskiej. Na odchodne
jeden z nich, wskazując palcem na rzeźbę Golema krzyknął:
- Rozjebiemy to żydowskie gówno!
Arona zaswędziały ręce, ale Lidia uspokoiła
go, że Golem będzie pod dobrą opieką i nikt nie zrobi mu krzywdy.
- Ustawicie przy nim całodobową straż? –
ironizował Aron.
- Są inne sposoby - ucięła Lidia.
Po oficjalnej uroczystości goście mogli
dokładnie przyjrzeć się dziełom rzeźbiarza. Podziwiali tablicę, ale najbardziej
Golema, jego masywną sylwetkę, której widok budził respekt, a otwarte usta
sprawiały wrażenie jakby chciał przemówić do zebranych ludzi. Tylko puste,
ciemne oczy nie pozostawiały wątpliwości, że mamy do czynienia z martwą bryłą.
- Chyba za bardzo wyeksponowałem Golema. Nikt
teraz nie będzie zwracał uwagi na tablicę z rabinem – martwił się Aron.
- Wręcz przeciwnie – zaprotestowała Lidia. –
Rzeźba przykuwa uwagę, dzięki temu ludzie zauważą również tablicę z Maharalem.
Po zakończeniu uroczystości Lidia i Aron
weszli jeszcze do biura.
- Zacznę szykować się do powrotu ciociu –
zagaił Aron. – Wykonałem zadanie, o które dziadek nie chciał mnie prosić, a na
którym chyba bardzo mu zależało.
- Zgadza się, ale nie zrobiłeś jeszcze
wszystkiego.
- Co jeszcze mam wyrzeźbić? – westchnął.
- Niczego nie musisz rzeźbić. Teraz trzeba
ożywić Golema.
- Zdążyłem już poznać twoje specyficzne
poczucie humoru.
- Mówię poważnie – Lidia patrzyła mu prosto w
oczy.
Aron zastanawiał się czy jego ciocia nie
zwariowała, ale nie wyglądało na to. Wyraz twarzy, głos i spojrzenie były
całkowicie świadome.
- Po co chcesz ożywić Golema? – postanowił
dostosować się do jej konwencji sprawdzając jak długo będzie kontynuowała
zabawę.
- Żeby nas chronił. Widziałeś tych ludzi,
którzy chcieli zakłócić uroczystość? Widziałeś ich agresję, wściekłe
spojrzenia?
- Sama mówiłaś, że to margines.
- Ten margines rozrasta się. Zyskują poparcie
części polityków, którzy nazywają ich patriotami. Potrzebujemy siły, która
będzie nas chronić.
- Zaraz, zaraz – Aron zmrużył oczy. – Czy
według legendy, Golem nie wyrwał się spod kontroli? Zaczął atakować swoich. Nie
można było nad nim zapanować, więc rabin pozbawił go życia.
- To prawda tylko częściowo – Lidia wskazała
Aronowi krzesło. – Usiądźmy. Napijemy się herbaty i wszystko ci opowiem.
Poznasz prawdziwą historię Golema.
Opowieść Lidii początkowo nie różniła się od
powszechnie znanej legendy. Stworzony przez Jehudę ben Becalela Golem okazał
się obrońcą równie silnym i skutecznym, co trudnym do opanowania. Potężna
postać miała psychikę małego dziecka o ile w tym przypadku można było w ogóle
mówić o psychice. Golem słuchał wyłącznie człowieka, który go stworzył, a przy
tym rozumiał jedynie proste polecenia. Gdy nie potrafił czegoś pojąć denerwował
się i wpadał w szał. Zdarzyło się kilka razy, że swą siłę kierował przeciwko
członkom praskiej gminy żydowskiej, tym, których miał chronić. Ludzie, którzy
wcześniej z nadzieją powitali Golema, teraz zaczęli się go obawiać i zażądali
od ben Becalela pozbawienia go życia. Rabin chciał poprawić swoje dzieło,
sprawić aby Golem potrafił lepiej oceniać otaczającą go rzeczywistość,
odróżniać wrogów i przyjaciół, podejmować decyzję. Nacisk społeczny był jednak
tak silny, że nie pozostało mu nic innego jak zamienić Golema z powrotem w
bezkształtną masę gliny.
- Uważał to za swój największy błąd w życiu –
zamyślona Lidia patrzyła w dal. – Opisał wszystko w swoim testamencie.
- Zostawił testament?
- Niewielu o tym wie. Odnalazłam testament.
Okazało się, że przez wieki był dobrze schowany tutaj w Poznaniu. W testamencie
wiele miejsca poświęcił Golemowi. Czuł się za niego odpowiedzialny. Winił się
za to, że uległ naciskom i unicestwił go. Pozostawił wskazówki jak można
odtworzyć Golema, aby nie stanowił zagrożenia. Rabin zrozumiał, że popełnił
błąd nie wyposażając swoje dzieło w siłę kształtującą i podtrzymującą jego
osobowość, dającą zdolność pojmowania. Wskazówki zawarte w testamencie były
proste, ale jeden z elementów tej układanki, przygotowany przez ben Becalela
zaginął. Na szczęście niedawno odnalazłam go. Jest w również Poznaniu.
- Masz przy sobie ten element.
- Mam jego fragment.
Lidia wstała i wyszła do drugiego pokoju. Po
chwili wróciła niosąc duży karton. Położyła go na stole i zachęciła Arona, aby
zajrzał do środka. Ostrożnie otworzył wieko. W środku leżały pozaginane stalowe
listwy.
- Śmiało. Możesz je obejrzeć dokładnie –
uśmiechnęła się Lidia.
Sięgnął do kartonu. Okazało się, że są to dwa
identyczne przedmioty z hartowanej stali. Materiał został tak powyginany, że
przedmioty tworzyły konkretny kształt o ażurowej konstrukcji.
- Coś mi to przypomina – Aron przyglądał się
bardzo uważnie. – Wygląda jak… pięści. Zaraz! Skradziony fragment rzeźby…
Golema?
- Zgadza się – przytaknęła spokojnie Lidia. –
Dokładnie są to dłonie rzeźby Odpiłowane. Ja to zleciłam. Wynajęłam dwóch
zbieraczy złomu zajmujących się zawodowo kradzieżą metali. Nikomu nic nie
powiedzą. Nie lubią kontaktować się z policją, bo samo mają sporo na sumieniu.
Za pieniądze, które dostali będą mogli żyć sobie dostatnio przez długi czas.
Żaden punkt skupu złomu nie zapłaciłby im tyle.
Aron odłożył stalowe dłonie i usiał. Przestał
już cokolwiek rozumieć. Lidia Berg korzystające z usług złodziejskich
złomiarzy? Musiała być bardzo zdeterminowana albo szalona.
- Nie podejrzewałem cię o to. Po co ci te
trofea?
- Na dnie kartonu jest jeszcze coś. To ci
więcej wyjaśni.
Rzeczywiście na samym dnie znajdował się
jeszcze jeden przedmiot. Stalowa tuba.
- Otwórz – poprosiła Lidia.
W tubie znajdował się zwój pergaminu. Gdy
Aron rozwinął go wypadł z niego mniejszy skrawek pergaminu. Zapisane na nim
było jedno słowo. Emet.
- Słowo ożywiające Golema – Aron niepewnie
spojrzał na Lidię oczekując od niej potwierdzenia.
- W języku hebrajskim oznacza prawdę –
przytaknęła Lidia. – Ten pergamin Maharal umieścił w ustach Golema, a później
wyjął pozbawiając go życia. Duży pergamin to testament rabina.
- Skąd pewność, że to oryginały?
- Czuję, że są prawdziwe. Wiem, że nie
przekona cię taki argument.
- Zgadza się.
Aron rozwinął testament i zaczął czytać.
Lekcje dziadka Mordechaja teraz się przydały. Tekst zrobił na nim wrażenie.
- Niesamowite – przyznał. – Nadal jednak nie
rozumiem, co ma z tym wspólnego pomnik Golema, który kazałaś uszkodzić i
przywłaszczyłaś sobie jego fragment.
- Nie zrobiłam tego dla siebie – tłumaczyła
cierpliwie Lidia.
Aron patrzył na swoją ciotkę oczekując
dalszych wyjaśnień. Usłyszał je.
- To bez sensu – podsumował.
- Początkowo też tak myślałam, ale wierz mi,
że wszystko sprawdziłam. Mamy w ręku wszystkie narzędzia, aby reaktywować
Golema. W ulepszonej wersji.
- I chcesz to zrobić?
- Ty to zrobisz. Dziś w nocy.
- Nic z tego – Aron zasłonił się dłońmi. –
Znam się na tworzeniu rzeźb, ale nie na ich ożywianiu.
– Jesteś w prostej linii potomkiem ben
Becalela. Tylko ty możesz tego dokonać.
- Nie jestem rabinem ani mistykiem.
- Moc ben Becalela przechodzi na jego
potomków. Nie na każdego, ale na ciebie tak Aronie.
- Skąd możesz to wiedzieć?
- Od Mordechaja. On był taki jak ben Becalel.
Ty odziedziczyłeś to po nim. Twoja matka nie miała tej mocy.
- Szkoda. Może uchroniłaby ją przed nim.
Aron miał na myśli swojego ojca, którego z
resztą nie nazywał tym określeniem. Nie lubił wspominać alkoholika, który bił
matkę. Na szczęście skończył tak jak sobie na to zasłużył. Wracając z baru,
tradycyjnie mocno zawiany, zatoczył się z chodnika na jezdnię i wpadł pod
ciężarówkę. Aron był wtedy nastolatkiem.
- Przepraszam nie chciałam ci o tym
przypominać – zmartwiła się Lidia. – Chodziło mi o to, że Mordechaj opiekował
się tobą. Obserwował ciebie przez wiele lat, widział jak dorastasz i miał
wystarczająco wiele czasu aby przekonać się, że drzemie w tobie dziedzictwo
Maharala.
Aron pokręcił głową.
- Nigdy nie czułem w sobie żadnych
nadnaturalnych mocy.
- Ponieważ nie wypróbowałeś swoich
umiejętności. Teraz masz sposobność.
Spojrzał w górę jakby oczekiwał jakiegoś
znaku. Szkoda, że Mordechaj nigdy z nim o tym nie rozmawiał. Aron często
odnosił wrażenie, że dziadek skrywa w sobie jakąś tajemnicę, ale uznawał to za
oczywiste. Dziadkowie muszą mieć swoje tajemnice. Poza tym Mordechaj był
niezwykle uduchowionym Żydem.
- Dobrze ciociu – spojrzał na nią poważnie. –
Odprawię ten rytuał, ale zrobię to tylko dla ciebie. W podziękowaniu za
życzliwość jaką mi okazywałaś. Pobyt tutaj i to co mogłem zrobić dla waszej
społeczności jest dla mnie fantastyczną sprawą.
- Dziękuję Aronie – Lidia była autentycznie
wzruszona. – Przystąpisz do dzieła dziś w nocy. I nie trzeba odprawiać żadnych
rytuałów. Jeśli jesteś taki jak twój przodek, wystarczy, że włożysz w usta
golema pergamin ze słowem „Emet”.
- A tajemne modły i zaklęcia?
- Nie ma niczego takiego. Legendę o Golemie
przekazywali ludzie, którym nie mieściło się w głowie, że można ot tak sobie
ożywić gliniany posąg. Jeśli masz czystą duszę i umysł oraz tę trudną do
uchwycenia zdolność, którą posiadał ben Becalel, uda ci się powtórzyć jego
dzieło.
Kilka minut po drugiej w nocy podeszli pod
synagogę. Stary Rynek i okolice długo tętnią życiem, ale w tygodniu o tej porze
robi się już pusto, zwłaszcza w tym fragmencie, będącym raczej zapomnianym
zaułkiem.
W ciemnościach rozświetlanych przez uliczne
lampy majaczyła sylwetka Golema. Aron spojrzał na trzymany w ręku pergamin z
napisem, potem podniósł wzrok na posąg. Był nieruchomy i zimny. Podszedł i
włożył pergamin w gliniane usta Golema. Cofną się o krok. Nic się nie działo.
- Golemie – powiedział niezbyt głośno lecz
wyraźnie i szybko ogarnęło go przerażenie.
Pergamin z napisem zniknął w zamykających się
ustach. Posąg poruszył się, zrobił krok w kierunku Arona i pochylił głowę.
- Dokonałeś tego – Lidia przyłożyła dłonie do
twarzy. – Ożywiłeś go, a on oddaje się pod twoją służbę. Zabierzmy go do
samochodu.
Aron spojrzał na ciemne oczy Golema. Były
martwe i obojętne, a jednak ta gliniana bryła wykazywała oznaki życia. Do
ostatniej chwili sądził, że nic z tego nie będzie, że odbębni rytuał, na który
nalegała Lidia, wróci do mieszkania i wyśpi się. Nic z tego. Teraz dopiero się
zacznie.
- Chodź za mną – powiedział do Golema, a ten
ruszył się posłusznie.
Podeszli do zaparkowanej przy ulicy
furgonetki, wcześniej wynajętą przez Lidię. Aron otworzył rozsuwane drzwi i
gestem zaprosił Golema do środka, następnie podał mu dwa stalowe, ażurowe
fragmenty pomnika.
- Nałóż je na swoje dłonie.
Golem znowu bez słowa wykonał polecenie.
Pasowały idealnie, a stal oplotła glinę przylegając do niej. Stwór uniósł
dłonie na wysokość głowy i przyglądał się im uważnie. Na jego twarzy po raz
pierwszy dało się zauważyć emocje.
Chociaż do pomnika Golema nie mieli daleko
Aron raz po raz zerkał we wsteczne lusterko. Gliniany Golem siedział nieruchomo
cały czas wpatrując się w swoje stalowe dłonie. Stal coraz bardziej zatapiała
się w glinę, a kiedy dojechali na miejsce została całkowicie pochłonięta.
Wysiedli z samochodu i weszli na skwer
ciągnący się przez środek ulicy. Stalowa figura prezentująca postać w ruchu
stała sobie spokojnie. Gdy zobaczył ją gliniany Golem jego wielkie cielsko
zaczęło drżeć.
- Posłuchaj Golemie – Aron patrzył prosto w
ciemne, gliniane oczy – otrzymałeś coś, czego nie odważyłbym się nazwać życiem.
To bardziej istnienie. Chcę dać ci więcej. Ten stalowy szkielet nie będzie
tylko rusztowaniem dla twojego glinianego ciała. Da ci możliwość pojmowania,
oceny sytuacji, podejmowania decyzji, a przede wszystkim odróżniania tych,
których masz bronić od tych przed, którymi masz ich bronić. Zawsze i w każdym
przypadku. Próbkę tego, co możesz otrzymać masz już w swoich dłoniach. Wiem, że
poczułeś różnicę. Weź więc i resztę.
Golem zbliżył się do stalowego pomnika
mającego przypominać jego samego. Dotknął ręką zimnego metalu, następnie dwoma
silnymi ramionami objął rzeźbę i mocno ścisnął. Gliniana masa stanowiąca jego
ciało zaczęła się przelewać przez ażurową konstrukcję, aż Golem znalazł się
wewnątrz rzeźby. Teraz nastąpił odwrotny proces. Tak jak wcześniej stalowy
szkielet zamknął Golema jak w klatce, tak teraz Golem zaczął powiększać się i
pochłaniać stal, aż całkowicie znikła w jego cielsku, które po tej swoistej
konsumpcji było teraz jeszcze większe. Golem wyprostował się i spojrzał na
Arona. Jego oczy nie były już ciemne. Błyszczały metalicznie. Zszedł z
betonowego podestu, na którym stał pomnik, pozostawiając puste miejsce.
- Odjedźmy stąd zanim ktoś to zauważy –
ponagliła Lidia.
Golem nie odrywał wzroku od Arona. Dopiero na
jego znak wsiadł do samochodu. Wysadzili go pod synagogą. Aron wskazał na
tablicę z podobizną rabina.
- Posłuchaj Golemie. Tutaj jest twoje
miejsce. Obok tablicy rabina Jehudy Löw ben Becalela. Tego, który cię stworzył.
Jestem jego potomkiem, odtworzyłem cię i ulepszyłem dzieło rabina. Lecz musisz
wiedzieć, że było to możliwe tylko dzięki testamentowi, który po sobie
zostawił. Powinieneś wiedzieć, co działo po tym jak rabin ponownie
przekształcić cię w stertę gliny.
Aron mówił do nieruchomego, glinianego
olbrzyma, który połyskiwał jedynie metalicznymi oczyma. Postać, której
tożsamość trudno było określić, zawieszona między bytem a niebytem chłonęła
każde słowo. Aron opowiedział wszystko, co zapisane było w testamencie oraz
historię poszukiwań Lidii.
Maharal wyjął z ust Golema pergamin ze słowem
„Emet”, gdy ten spał. Gliniany posąg rozsypał się. Rabin zebrał to, co z niego
zostało i schował na strychu praskiej synagogi. Sumienie nie dawało mu jednak
spokoju. Wiedział, że mógł zrobić więcej, aby utrzymać Golema przy życiu. W
testamencie zapisał, że zabrakło mu determinacji i odwagi. Postanowił przekazać
potomnym to czego sam nie zrealizował. Swoisty przepis na Golema. Wiedząc, że
jemu współcześni nie zechcą już słuchać o Golemie, testamentu nikomu nie
pokazał. Przykazał wyraźnie, aby po jego śmierci złożyć go w metalowej trumnie,
w której rozsypana zostanie również glina po Golemie. Materiał na trumnę miał
podobno sprowadzić z samej Jerozolimy, lecz ben Becalel nigdy tego nie
potwierdził. Ostatnia wola szanowanego rabina została wykonana. Nikt nie
odważył się jej zakwestionować, chociaż wielu mogła wydawać się cudaczna.
Oficjalnym miejscem spoczynku rabina był żydowski cmentarz, ale szczelnie
zaplombowaną trumnę złożono w podziemiach pewnej praskiej kamienicy. Przez
wieki ciało mistyka oddawało swoją energię i moc, które pochłaniała stalowa
skrzynia. Spoczynek zakłócili dopiero hitlerowcy, którzy znaleźli skrzynię i
przetopili na swastykę. Zawartość trumny pozostawili w kamienicy. Nie mieli
pojęcia, kto został tam pochowany, bo na trumnie nie było żadnych oznaczeń.
Rozłożone na proch kości Maharala wymieszały się z gliną. Nie wiadomo kto
przesypał je do kamiennej urny. Po nastaniu komunistów swastykę przetopiono na
gwiazdę, a gdy nadeszła Jesień Ludów i komunizm upadł, gwiazdę przetopiono na
stalowe sztaby i przeniesiono z powrotem do podziemi kamienicy. Tam przeleżały
sobie kilkanaście lat, aż do remontu kamienicy. Wtedy pewien czeski artysta,
który miał wykonać dla Poznania pomnik Golema i szukał odpowiedniego tworzywa
zaproponował wykorzystanie tej właśnie stali. Artysta zabrał więc materiał ze
sobą i wykonał z niej ażurową postać Golema, która stanęła w Poznaniu. Glinę
wymieszaną ze szczątkami rabina sprowadziła Lidia Berg, która wcześniej
odnalazła testament ben Becalela. Okazało się, że przezorny i przewidujący
Maharal ukrył go w podziemiach poznańskiej synagogi. Zapakowany w tubę,
wytopioną z tej samej stali, z której wykonano trumnę, przeleżał spokojnie nie
odnaleziony nawet przez faszystowskich okupantów. Razem z testamentem rabin
ukrył także kawałek pergaminu wyjęty z ust Golema. Testament czekał spokojnie
pod dnem basenu, aż do dnia, gdy zlikwidowano pływalnię, aby przywrócić
budynkowi jego należny charakter. Stalową tubę odnaleźli robotnicy likwidujący
basen. Komu mieli pokazać znalezisko jeśli nie przewodniczącej Gminy
Żydowskiej. Lidia nie mogła uwierzyć w to co znalazła w tubie. Testament
wielkiego rabina i kawałek pergaminu ze słowem „Emet”. Od tej pory nie miała
wątpliwości, że legenda Golema jest prawdziwa. Treść testamentu zawierała także
informację o rzeczywistym miejscu spoczynku rabina. Gdy okazało się, że metal z
trumny trafił do Poznania w formie pomnika Golema uznała to znak, potwierdzenie
od ben Becalela. Pozostało tylko i aż sprowadzić urnę i wykonać testament
Maharala. Skontaktowała się z jego potomkiem Mordechajem Posenem, który
podzielając jej zamiary sam obawiał się podjąć tego zadania. Nie wystarczyło
bowiem być krewnym rabina w prostej linii, mieć czyste serce i duszę oraz
szczere i dobre zamiary. Trzeba było jeszcze posiadać w sobie tę nadprzyrodzoną
moc, jaką miał ben Becalel. Mordechaj wiedział, że tego mu brakuje ale potrafił
rozpoznać osobę, która odziedziczyła tę cechę po sławnym rabinie. I tak
rozpoznał w swoim wnuku spadkobiercę mistyka. W ten sposób Lidia, która miała
już wszystkie elementy golemowej układanki, znalazła człowieka, który wykona
dzieło.
- Oto historia twojego ponownego powstania –
Aron kończył opowieść. – Tym razem twoim budulcem nie jest już sama glina.
Zostałeś zbudowany ze szczątek ciała rabina, twojego budowniczego i wzmocniony
stalą, w której zamknięto jego moc. Nie wiem skąd pochodziła stal. Maharal nie
zapisał tego w testamencie, ale nie sądzę aby jej pochodzenie było przypadkowe.
Jehuda Löw ben Becalel chciał abyś istniał. Wzmocniony, lepszy, rozumiejący.
Jako spadkobierca starałem się takiego cię odtworzyć. Żyj z nami i służ nam
dobrze. Broń nas przed agresją, a my będziemy cię szanować i nigdy już nie
zabierzemy ci życia.
Zapadła cisza. Niezamierzona. Usta Golema
poruszały się lecz nie mogły wydobyć żadnego dźwięku. Jego świadomość została
tej nocy bardzo rozszerzona lecz nie zyskał daru mowy. Pokłonił się więc
Aronowi i Lidii.
- Dziękuję – powiedział wzruszony Aron.
Razem z Lidią opuścili skwer przed synagogą.
Wrócili do biura. Lidia usiadła w fotelu i
zaczęła rozmasowywać skronie. Aron sięgnął po szklankę wody.
- Chciałem cię przeprosić – powiedział po
kilku łykach. – Nie wierzyłem ci. Do samego końca nie wierzyłem, że to może się
stać.
- Sama miałam wątpliwości. Nawet teraz nie
wiem czy to nie sen.
Aron przysunął krzesło i usiadł na wprost
Lidii.
- Dziękuję, że mnie tu zaprosiłaś i
powierzyłaś to zadanie. Nie umiem ogarnąć słowami tego co dane mi było przeżyć.
Jesteś w równym stopniu twórczynią nowego Golema. Gdyby nie twoja wiara,
zaangażowanie, wysiłek, nigdy nie doszłoby do tego. Jestem pewien, że Golem
będzie ci służył.
- Wracasz do Ameryki – spojrzała gdzieś poza
Arona.
- Już czas na mnie. Tam jest mój dom.
- Dom? – Przekrzywiła głowę. – Praca,
rodzina, przyjaciele, pasje. O tym mówisz Aronie.
- No tak.
- Nigdy mi nie opowiadałeś co robisz, jakich
masz przyjaciół, dziewczynę.
- Nie pytałaś – rozłożył ręce.
Złożyła dłonie w namiot.
- Z wykształcenia jestem co prawda
historykiem sztuki, ale zawsze interesowała mnie psychologia i tajemnice
ludzkiej osobowości. Spędziłam z tobą wiele czasu. Jesteś samotnikiem, nie masz
przyjaciół ani stałych związków. Próbowałeś różnych zajęć ale nie zdecydowałeś
się jeszcze na nic konkretnego. Być może nawet rozważałeś zostanie rabinem ale
i tego nie jesteś pewien. Mówisz o domu, a przecież nikt i nic cię tam nie
trzyma. Nawet ze swojej działalności artystycznej nie jesteś zadowolony.
Uważasz się bardziej za rzemieślnika niż twórcę i ciągle marzysz o dziele
swojego życia.
Aron po raz pierwszy poczuł do niej niechęć.
- Dlaczego robisz mi seans psychologiczny o
trzeciej w nocy po tym, co przeszliśmy? – Zapytał z wyrzutem.
- Chcę ci uświadomić, że tutaj może być twój
dom.
- A niby co lub kto ma mnie tutaj trzymać? –
Aron silił się na ironię.
- Odnalazłeś w Poznaniu swoje przeznaczenie,
odkryłeś swoją moc, nawiązałeś wiele znajomości. No i jest jeszcze on. Golem.
Najważniejsze dzieło twojego życia. Teraz ktoś musi sprawować nam nim opiekę.
- Golem, Golem – wstał i zaczął chodzić po
pokoju. – On jest teraz inny. Poza tym powtarzam, jest w równym stopniu twoim
dziełem. Będzie cię słuchał i nie sprawi problemu.
- Mylisz się. Ty jesteś jedynym łącznikiem
między nim a światem. Widziałam jak słuchał gdy opowiadałeś historię Maharala.
On ci ufa i szanuje cię.
- Nic z tego. Jutro mam samolot. Poradzicie
sobie sami, a w razie problemów zawsze mogę przyjechać. Teraz już się pożegnam
ciociu. Jestem zmęczony. Muszę się wyspać, spakować. Ty też się idź spać.
Dziękuję ci za poświęcony czas i życzliwość. Wierzę, że sobie poradzicie.
To mówiąc opuścił biuro. Nie chciał w taki
sposób żegnać się z Lidią, ale nie zamierzał przedłużać tej rozmowy. Nawet
jeśli miała rację i rzeczywiście jest samotnikiem, to on zdecyduje, gdzie
samotnie spędzi czas. Nie miał zamiaru zostać dożywotnim strażnikiem Golema.
Następnego dnia Lidia udała się do mieszkania
Arona, ale jego już nie było. W drzwiach znalazła list pożegnalny, w którym
przepraszał, za swoje zachowanie i tłumaczył, że sam chce pokierować swoim
losem. Nie czuła żalu. Spodziewała się, że zareaguje w ten sposób. Był
człowiekiem poszukującym, będącym cały czas w drodze, bez portu docelowego.
Problem w tym, że zostawił ją samą z Golemem.
Cały dzień spędziła na przemyśleniach i
odpoczynku po nocy pełnej wrażeń. Wieczorem włączyła telewizor aby powrócić na
chwilę do codzienności, zapomnieć przez moment o Aronie i Golemie. Nic z tego.
W lokalnych wiadomościach pierwszą informacją była zuchwałą kradzież rzeźby
Golema. Policja nie mogła zrozumieć jak udało się zabrać wielki stalowy posąg
bez użycia ciężkiego sprzętu. Zupełnie jakby ktoś po prostu zdął Golema i
zabrał go ze sobą. Rzecz jasna ani policja ani dziennikarze nie zakładali
wariantu, że Golem mógł odejść sam.
Druga informacja dotyczyła kilkoro młodych
ludzi, których znaleziono poturbowanych w okolicy synagogi. Twierdzili oni, że
zaatakował ich gliniany Golem stojący od wczoraj przy ścianie budynku. Policja
szybko ustaliła, że wszyscy byli pod wpływem substancji psychoaktywnych, a poza
tym mieli przy sobie ostre narzędzia i farbę.
- Prawdopodobnie próbowali zniszczyć rzeźbę
Golema i tablicę rabina Jehudy ben Bekalela, a na ścianie synagogi napisać
obraźliwe napisy, ale najwyraźniej zażyli za dużo środków odurzających – mówił
przed kamerą rzecznik komendy miejskiej. – Sprawdziliśmy. Ten Golem stoi na
swoim miejscu i nie nosi śladów walki.
- Może pobił ich Golem, który ze skweru
położonego kilka ulic dalej? – zapytał lekko ironicznie dziennikarz.
- Tę sprawę traktujemy poważnie. Poza tym
zastanawiamy się czy zatrzymani nie są powiązani z kradzieżą stalowego Golema.
Znamy ich antysemickie poglądy i groźby jakie kierowali pod adresem
społeczności żydowskiej.
Filiżanka wypadła z dłoni Lidii Berg, która
nawet tego nie zauważyła. Nie sądziła, że Golem tak szybko zacznie. Początkowo
chciała zatelefonować do Arona, ale zarzuciła ten pomysł. Mógł być teraz gdzieś
nad oceanem albo nawet już w Nowym Jorku. Nie zawróciłby przecież samolotu.
Sama musiała sprawdzić. Zaczekała, aż zapadnie głęboka noc i chociaż
paraliżował ją strach, podeszła pod synagogę. Spojrzała na nieruchomego Golema,
na jego ciemne oczy.
- Słyszałam co stało się ubiegłej nocy –
szepnęła. – Dobrze postąpiłeś. Przepędziłeś naszych wrogów. Użyłeś siły proporcjonalnie
do sytuacji. Aron wyjechał do swojego kraju. Teraz ja będę się tobą opiekować.
Mam nadzieję, że się nawzajem zrozumiemy.
Wtedy oczy Golema ożyły. Nie było to jednak
stalowe spojrzenie. Na Lidię spoglądały ludzkie oczy. Cofnęła się zaniepokojona.
- Już dobrze Lidio. Już wszystko dobrze.
On do niej przemówił. Najdziwniejsze było to,
że znała ten głos i to spojrzenie.
- Co zrobiłeś z Aronem? – Była bliska płaczu.
- Ja jestem Aronem.
- Jesteś uwięziony w Golemie?
- Nie. Jestem tu gdzie powinienem być i tym
kim jest mi być pisane.
- Jak do tego doszło? Miałeś wyjechać.
- Po naszej nocnej rozmowie spakowałem się i
chciałem wyjechać jak najszybciej wcześniejszym lotem. – Aron-Golem poruszał
glinianymi ustami – Podszedłem pod synagogę aby pożegnać się z Golemem i
przykazać mu, że teraz ma słuchać ciebie. Gdy do niego mówiłem poczułem, że
zakręciło mi się w głowie, a po chwili stałem na miejscu posągu. W pierwszym
momencie sądziłem, że Golem uciekł, ale spojrzałem na swoje gliniane dłonie i
nogi. Wtedy wszystko zrozumiałem. Tylko w ten sposób można całkowicie zapanować
nad Golemem. On jest jedynie formą, którą jego twórca musi wypełnić. Tchnąć w
nią życie. Najdoskonalszym sposobem jest wypełnić dzieło samym sobą. Oddać
swoje ciało i umysł.
- Sprowokowałam cię do tego – Lidia zakryła
twarz dłońmi.
- Przeznaczenie samo do mnie przyszło. Miałaś
rację. Moje życie było puste, pełne pozorów i fasad, które sam sobie tworzyłem.
Nie mam do kogo wracać. Teraz już wiem, że przez cały czas czekałem na to, co
się właśnie stało.
- Więc nie czujesz niepokoju? – Niedowierzała
Lidia. – Zamknięty w glinianym posągu.
Aron postąpił krok do przodu. Gliniane usta
rozszerzyły się w uśmiechu.
- Nigdy nie czułem się lepiej. Trudno mi to
opisać. Jestem taki spokojny, spełniony. Nic mnie nie przytłacza. Czuję siłę
Golema i potrafię nad nią panować. Czuję również mądrość Maharala. Teraz nikt
już nie będzie musiał pilnować Golema i niepokoić się, że wyrwie się spod
kontroli. Dzieło rabina zostało dokończone.
- Ty załatwiłeś tych…
- Zgadza się – Aron był z siebie zadowolony.
– Próbowali sprofanować to miejsce. Szkoda, że nie widziałaś jak uciekali.
Lidia podeszła i dotknęła glinianej dłoni.
- Zostaniesz tutaj na zawsze.
- Będę was bronił.
- Przyrzekam, że będę opiekowała się tym miejscem
– Lidia otarła łzy wzruszenia.
Oczy osadzone w glinianej skorupie spojrzały
na Lidię z niewypowiedzianą dobrocią.
- Dziękuję ci za wszystko – wyszeptały
gliniane usta.
Aron-Golem cofną się na swoje miejsce obok
tablicy Jehudy Löw ben Becalela. Zamknął oczy i znieruchomiał. Lidia nie
wiedziała czy śpi czy też chwilowo odpłynął w niebyt. Tak wiele pytań chciała
mu jeszcze zadać lecz nie widziała czy otrzyma odpowiedź. Pewna była natomiast,
że Aron, kimkolwiek teraz się stał, nareszcie zaznał szczęścia.
- Dziękuję Aronie.
Spojrzała jeszcze na tablicę z wizerunkiem
Maharala. Przyszło jej do głowy, że wielki mistyk wszystko przewidział.
Przeczuwał, a może wiedział na pewno, że kiedyś pojawi się jego potomek mający
jeszcze większą moc sprawczą i dokończy to, co zostało przerwane pięć wieków
wcześniej.
#golem #fantastyka #mitologia #poznań #legenda