Przedstawiam tekst będący początkiem ciągle nie skonkretyzowanego pomysłu, który jednak nie daje mi spokoju i ciągle o sobie przypomina. Ile razy odkładam go "na półkę" zawsze wraca. Może ktoś zechce przyłączyć się do wspólnego pisania?
------------------------------------------------------------------------------------------------
To nie była typowa
kancelaria adwokacka. Nie mieściła się w luksusowym biurowcu, ani w
odrestaurowanej kamienicy na starym mieście. Nie miała recepcji, obszernego
holu, ani nowoczesnej grafiki na ścianach względnie klasycznego malarstwa.
Prawnik nie przyjmował za szerokim biurkiem i nie siedział na wygodnym
skórzanym fotelu.
W mieście nie było
drugiej takiej kancelarii, mieszczącej się w zwyczajnym, dwupokojowym
mieszkaniu, w szarym bloku. Wąski przedpokój służył za szatnię, mniejszy pokój
za poczekalnię, a większy z aneksem kuchennym, jako gabinet właściciela. W
takiej scenerii swoje interesy prowadzili lekarze, korepetytorzy, czasem
właściciele jednoosobowych biur rachunkowych, ale nigdy adwokaci.
To jednak nie była
zwyczajna kancelaria adwokacka. Prowadził ją specyficzny adwokat. Stwierdzenie,
że walczył z systemem, byłoby przesadą. Owszem Stanisław Sucholeski był w
opozycji do systemu, ale wbrew obiegowej opinii, nie walczył z nim. Żył w
przekonaniu, że systemu nie da się pokonać, natomiast ze względów
biologiczno-społecznych, sam kiedyś upadnie. Starał się żyć, na ile to możliwe
obok systemu i w miarę swoich możliwości ograniczać jego negatywne skutki.
Bronił tych, którzy znaleźli się na celowniku Senioryzmu. Czasem w wyniku
zamierzonej działalności, a zazwyczaj zupełnie przypadkowo. Trafiali do niego
ludzie, którzy nie mogli już liczyć na żadną pomoc. Na przykład tacy jak Alicja,
która siedziała teraz w poczekalni.
------------------------------------------------
CDN? Nie wiem...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz