-------------------------
Miława
Jedyne miejsce, do
którego mogła uciec napawało ją przerażeniem. Las – za dnia pełen soczystej,
głębokiej, aromatycznej zieleni – nocą zdawał się być czarną otchłanią.
Wszystko, co nieludzkie, straszne i złowrogie wypełzało ze swych nor i kryjówek.
Czaiło się za drzewami, w gęstwinie krzewów, w koronach drzew, aby dopaść
nieszczęsnych ludzi, którym zdarzy się zbłądzić w nieodpowiedniej porze. Nawet
zbrojni woleli omijać to miejsce po zachodzie słońca. Gdy zaś już musieli – bo
rozkaz księcia – szli większą gromadą, wzmocnieni zaklęciami Zielarza,
oświetlając mrok pochodniami.
Miława była sama, nie
miała pochodni, a od Zielarza oczekiwać mogła jedynie złych zaklęć. W dodatku
jej biała szata widoczna była z daleka nawet w głębokich ciemnościach. Pomyślałby,
kto że zmysły postradała, lecz ona postradała wszystko.
Kiedy po raz pierwszy
poczuła coś do młodszego syna księcia? Może poprzedniej wiosny, a może
wcześniej. Uczucie rosło w niej i nie dawało spokoju, a ukochany Rzemek w końcu
zrozumiał, co oznaczają jej spojrzenia i zaczął je odwzajemniać. Później były niewinne
rozmowy, które zmieniły się w potajemne spotkania i wreszcie zaprosił ją do
swego łoża. Nie opierała się. Tam jej powiedział, że chce, aby byli razem.
Ogłosi swą wolę Staremu Księciu, a później w całym grodzie.
Następnego dnia wraz
z ojcem wezwana została przed oblicze Księcia. Towarzyszył mu starszy syn zwany
Krzepkim. Wielki i silny, szykowany na następcę włodarza grodu. Miława
usłyszała z ust Księcia, że jego pierworodny upatrzył ją sobie na żonę, a jej
własny ojciec z radością oddał córkę. Bliska była omdlenia. Krzepki zawsze ją
przerażał. Posturą, surowością, porywczym charakterem. Okazywała mu uprzejmość
i szacunek wymagany dla jego pozycji. Nic ponadto. A jednak wpadła mu w oko.
Zaślubiny miały odbyć
się szybko. Dzień przed ceremonią do jej komnaty zakradł się Rzemek.
- Nikt nie może nas
rozdzielić – oświadczył twardo. – Ślub się odbędzie, ale nasz.
- Jak to zrobisz? –
wielkie szczęście, ale i wątpliwość przepełniły Miławę.
- Jutro stanę między
ojcem a bratem i zaproponuję Krzepkiemu, że wykupię cię. Zwyczaj taki
praktykujemy w naszym rodzie od pokoleń. Mój brat pożąda kosztowności bardziej
niż kobiet.
- Ale czy twój ojciec
zgodzi się?
- Poprze mnie, bo
chce mieć spokój w rodzinie. Jeszcze tego samego dnia odbędą się nasze
zaślubiny.
Objęła go, a on
zaczął ją całować. Mocno i namiętnie, aż zrzucił z niej odzienie. W tym
momencie z hukiem otworzyły się drzwi. Stał w nich Krzepki poczerwieniały z
wściekłości. Zza jego placów wyglądała koścista sylwetka Zielarza. Starszy brat
ze straszliwym okrzykiem dobył swój miecz i przebił Rzemka. Miława nie zdążyła
nawet Krzyknąć, bo zaraz uderzyła w nią twardą jak głaz pięść Krzepkiego.
Straciła przytomność, a gdy się ocknęła, jak za mgłą widziała zabójcę stojącego
nad ciałem brata, obok zaś Starego Księcia i nieco dalej Zielarza. Zajęci sobą
rozmawiali gorączkowo. Drzwi do komnaty były otwarte. Podczołgała się do
wyjścia i wyjrzała na zewnątrz. Straży nie było. Pewnie Książę ich odesłał, by
nie oglądali tej sceny.
Wymknęła się z grodu
sama nie pamiętając jak. Poprowadziła ją ciemność i powiodła aż do lasu, ale tu
nie zaznała wcale spokoju. Uwolniła się od ludzkich straszliwości, a otoczyły
ją te prawdziwe. Z innego świata. Czy naprawdę widziała strzygi i leśne stwory,
krwiożercze istoty o przerażającym wyglądzie szczerzące w jej stronę kły
wielkie jak miecze? Czy siedzące na drzewach upiory były jedynie wytworem
rozchwianego umysłu? Wszak przeżycia jakich doświadczyła mogły doprowadzić ją
do szaleństwa, sprawić, że nigdy i nigdzie nie będzie się już czuła spokojnie.
Nie oglądając się za
siebie pędziła leśnym duktem potykając się i kalecząc stopy, aż dobiegła na
skraj lasu, gdzie drzewa spotykają się z jeziorem. Dopadła brzegu, aby załapać
oddech i zaczerpnąć parę łyków wody.
Wtedy go zobaczyła.
Najpierw odbicie w wodzie. Oświetlony przez księżyc, Utopiec wynurzył się kilka
kroków od niej. Serce jej zamarło. Ileż to opowieści słyszała o zjawie żyjącej
w jeziorze. Ilu rybaków nie powróciło, bo zabrał ich jako zapłatę za wybieranie
jego ryb z jego jeziora. Teraz los ją zagnał w ręce wodnej bestii. Niech i tak
będzie. Przecież jej życie już było skończone.
Stał i patrzył na
Miławę. Oślizgły, szkaradny, z bladą skórą pomarszczoną od wody. Czekała aż
pochwyci ją błoniastymi kończynami i zabierze na dno jeziora. Utopiec syknął,
wykrzywił twarz czyniąc ją jeszcze bardziej obrzydliwą i… wskoczył do jeziora.
Miława upadła na piaszczysty brzeg i wyczerpana zapadła w nagły sen.
Obudziła się, gdy
słońce było już wysoko na niebie. Jezioro połyskiwało skąpane w promieniach.
Ani śladu Utopca i innych stworów. Las wyglądał przyjaźnie. Przeżyła noc. Tę
noc. Co dalej? Książe i Krzepki już wydali na nią wyrok, a Zielarz pewnie
dołożył zaklęcia. Dzięki niemu strachy wszelakie trzymają się daleko od grodu,
lecz kto popadnie w niełaskę Zielarza, tego one dręczyć będą po wsze czasy.
- Lepiej mi już od
ludzkiej ręki zginąć, niż co noc cierpieć od stworów, które mnie do utraty
zmysłów doprowadzą, a koniec końców i tak życia pozbawią – rzekła smutno Miława
i podążyła przez łąkę w kierunku grodu.
Szła wśród wysokich
traw ocierając pot z czoła. Było już południe, a słońce przypiekało
niemiłosiernie. Wtem łąka zafalowała, choć Miława nie poczuła najmniejszego
podmuchu wiatru. Spojrzała raz jeszcze w górę i przypomniała sobie opowieści o
najstraszliwszym demonie, który nawiedza ludzi za dnia. Biec zaczęła, co sił,
by dostać się do grodu. Może Krzepki i Stary Książe wybaczą jej, a Zielarz
przepędzi demony.
Jakby na swoje
życzenie ujrzała zbliżający się niewielki konny oddział wojów, a na ich czele
jej Krzepkiego. Obok konnych kroczył Zielarz. Szukali jej. Wyciągnęła ręce w
ich kierunku, oni zaś zatrzymali się. Złowrogie oblicze Krzepkiego nagle straciło
swoje rysy. Chwycił się za głowę jakby nagle dopadł go straszliwy ból i bezwładnie
spadł z konia. Osłupiali woje nim zdążyli pojąć co się stało podzielił jego
los. Zielarz wytrzymał najdłużej. Mamrotał zaklęcia mrużąc oczy. W końcu wyszeptał
ostatnie słowo. Wypowiedział je bardzo wyraźnie i doszło ono do uszu Miławy.
- Nie zdążyłem.
Po tym umilkł i padł
bez oznak życia.
Miława wydarła z
siebie straszliwy krzyk i pobiegła z powrotem w stronę jeziora. Niech weźmie ją
sobie. Niech skończy się ten koszmar.
Dopadłszy jeziora
wbiegła do wody po kolana i wtedy zobaczyła swoje odbicie. Pomarszczona i
wysuszona skóra, zęby jak długie kły, pożółkłe i mocno przerzedzone włosy,
place zakończone szponami niczym u drapieżnego ptaka.
- Co się ze mną stało?
– zapytała z przerażeniem.
- Naprawdę nie wiesz?
– rozległ się bulgoczący głos.
Znad wody wyglądała
głowa Utopca. Choć w słońcu jeszcze bardziej obrzydliwa teraz jej nie
przerażała.
- Na co czekasz?
Zabierz mnie do głębin – wydyszała gotowa na swój koniec.
- Co powiedział
Zielarz przed śmiercią?
- „Nie zdążyłem” –
przypomniała sobie. – Jak to rozumieć?
- Nie zdążył zabić
cię przed twoją przemianą. Południco.
Podniosła w górę
szponiaste ręce. Przyglądała się im z niedowierzaniem. Kiedy dokonała się
przemiana? W nocy czy nad ranem? A może w chwili, gdy ujrzała pościg jej
demoniczna natura wzięła górę? Początek przemiany nastąpić musiał już w
komnacie, gdy od uderzenia nie straciła przytomności. Krzepki zwyczajnie
zatłukł ją gołymi rękoma. Gdy zorientował się, że zniknęła, zarządził
poszukiwania sądząc, że udało jej się przeżyć. Zielarz musiał coś podejrzewać. Po
ciosie Krzepkiego mało kto byłby w stanie zaraz zebrać się i uciec, a już z
pewnością nie drobna dziewczyna. Niedoszła panna młoda zabita tuż przed ślubem?
Z tego mogą narodzić się kłopoty jakich nawet silny syn Księcia powinien się
obawiać. I Zielarz udał się z nim na poszukiwanie Miławy. Może nawet przezornie
wysłał go Stary Książę, bo Krzepki nie wierzył w gusła. Teraz on i Zielarz leżeli
wśród traw powaleni śmiertelnym paraliżem zesłanym przez Południcę. Nawet jeśli
któryś pozostał przy życiu na zawsze będzie uwięziony w bezwładnym ciele. O ile
mieszkańcy grodu, biorąc nieszczęśnika za zmarłego nie spalą go żywcem podczas
obrzędów żałobnych.
- Skąd się tutaj wziąłeś?
– zapytała Utopca.
- Byłem kiedyś w
drużynie Księcia. Dawno temu, gdy jeszcze był bardzo młody. Zapragnąłem
podróżować samotnie do dalekich krain i postanowiłem odejść ze służby. Książę
zgodził się, ale podstępnie wysłał za mną swoich ludzi, którzy utopili mnie w
jeziorze. Od tej pory wyczekuję okazji, aby Książę pojawił się na brzegu. Marzę
o tym by wciągnąć go na zawsze w głębiny. Lecz on przezornie omija to miejsce.
- Długo tak na niego
czekasz?
- Przestałem liczyć
lata – prychnął. – Pamiętam jedynie, że to był kwiecień. Jedenasty dzień
miesiąca. Dzisiaj rocznica, ale nie wiem która – zarechotał.
- Dzisiaj miał się
odbyć mój ślub – westchnęła gorzko na wspomnienie Rzemka.
- Tobie dane było od
razu dokonać zemsty. – Utopiec zmrużył oczy. – Na mnie czas. Nie mogę być za
długo na słońcu – to mówiąc zanurzył się.
Południca odwróciła
się w kierunku brzegu i zaczęła wychodzić z wody. Spojrzała w niebo. Prosto w
słońce. Południe jeszcze nie minęło. Podążyła w kierunku grodu.
KONIEC
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz