Ten poranek był jeszcze lepszy niż poprzedni.
Rozalia obudziła się podwójnie na-sycona i odprężona. Spokojny i regenerujący
sen, a wcześniej szalony, strzelisty seks, przenikający ją na wskroś. Świeżo
upieczony kochanek przeszedł jej najśmielsze oczekiwania. Czuła go w środku i
na zewnątrz, cieleśnie i poza cieleśnie, na każdym milimetrze sześciennym
siebie. To było jak seksualne jacuzzi, seksualna sauna.
Teraz przeciągała się w łóżku maksymalnie
wyluzowana i nic nie zaprzątało jej myśli. Z łazienki dobiegał szum wody.
Mariusz brał prysznic. Przyszło jej do głowy, że zrobi mu niespodziankę i
wskoczy do kabiny, zrobią to razem jeszcze raz pod strumieniem ciepłej wody.
Podskoczyła na łóżku i wtedy poczuła się jak walnięta młotem. Sielanka zniknęła
niczym bańka mydlana. W fotelu naprzeciw łóżka siedział On i patrzył na nią z
życzliwym uśmiechem.
— Dzień dobry Rozalio — odezwał się, widząc, że nie
potrafi wykrztusić słowa. — Jak się spało?
Rozalia ukryła twarz w dłoniach, po chwili zsunęła
je ostrożnie z oczu. Nadal był i uśmiechał się.
— Co tu robisz? Ty nie istniejesz.
— Przecież rozmawialiśmy…
— Byłam zestresowana i zmęczona, to musiało być
urojenie.
— Teraz jesteś wypoczęta i odstresowana, więc chyba
jednak nie jestem urojeniem.
— Zawołam Mariusza, niech cię stąd wyrzuci.
— Wtedy w barze też go wezwałaś. Nie dostrzegł
mnie. Tak samo było teraz.
— Teraz? Od kiedy tu jesteś?
— Całą noc.
Przerażenie Rozalii zmieniło się w złość. Mobilizującą
i waleczną złość, którą doskonale zdążył poznać, a która dawała jej siłę do
przetrwania i pokonania trudności. Siłę tak potężną, że ją samą ciągle
zaskakiwała.
— Podglądałeś nas ty cholerny zboczeńcu!
— Nie podglądałem. Chciałem zasnąć i początkowo
wydawało mi się, że śnię, ale to działo się naprawdę.
— Co się działo? — Na twarz Rozalii powrócił
niepokój.
— Byliśmy razem. Interakcja, więź, zespolenie.
— Nieprawda!
— Wiesz o czym mówię. Zapragnęłaś tego. Nie
zrobiłbym niczego wbrew twojej woli.
— Przestań! — Rozalia wyskoczyła z łóżka. Zdała
sobie sprawę, że jest naga, a On na nią patrzy. Ściągnęła z łóżka prześcieradło
i owinęła się nim.
— Chcesz mi powiedzieć, że pieprzyłam się z dwoma
facetami? Prawdziwym i wirtualnym? Dlatego było mi tak dobrze? — Ponownie
wróciła jej pasja, która ode-pchnęła na bok niepokój.
— Kochałaś się z jednym facetem, którego pragnęłaś.
Dlatego było ci tak dobrze. Mnie również. Dziękuję ci za to Rozalio. To dla
mnie bardzo ważne.
— Co zrobiłeś Mariuszowi? – Stanęła nad nim
szczelnie okryta prześcieradłem z opadającymi na czoło włosami. Dysząc zbierała
myśli.
— Niczego mu nie zrobiłem.
— Niczego? Więc on sobie siedział i patrzył, jak się
bzykamy?
— To nie tak. Trudno mi to nazwać dostępnymi
słowami. Twoje pragnienie wciągnęło mnie do cielesnej rzeczywistości, a
Mariusza odesłało w zawieszenie. To on śnił o tobie. Bardzo realistycznie. Jest
przekonany, że spędził z tobą noc.
— I to wszystko zrobiłam ja? Zaciągnęłam ciebie do
łóżka, a Mariusza wyrzuci-łam?
— Oboje tego chcieliśmy i oboje to zrobiliśmy.
Rozalia usiadła na łóżku.
— Wyprodukowałam sobie ochroniarza i kochanka w
jednym. Ciekawe, kim jeszcze się okażesz?
Zastanawiał się przez moment, czy powiedzieć jej
swoim o nocnym zdarzeniu, ale stwierdził, że to będzie za dużo jak na jeden
raz. Cała ta sytuacja z trudem do niej dociera. Trzeba dawkować stopniowo.
— Do zobaczenia później — powiedział.
Kiedy się odwróciła, przed nią stał Mariusz z
ręcznikiem na biodrach.
— Stało się coś? – Zapytał – wyglądasz na lekko
przestraszoną?
— Nie, nie. — Rozalia poderwała się z łóżka. — Po prostu
obudziłam się i przestraszyłam się, że cię nie ma. Pomyślałam, że mi się
przyśniłeś.
— Bez obaw. To nie był sen. Takiej nocy nie da się
zapomnieć.
Ratunku! — Wołała rozpaczliwie w myślach. — Co się
naprawdę działo? Dlaczego niczego nie jestem pewna? Jak to sprawdzić?.
Zrzuciła z siebie prześcieradło, podeszła do
Mariusza i odwiązała mu ręcznik.
— Może jeszcze coś na zakończenie? — błysnęła
zalotnie oczyma.
Mariusz podniósł ręce w geście kapitulacji.
— Nie myśl sobie, że jestem jakimś cieniasem, ale
naprawdę dzisiaj nie dam już rady. Chętnie umówię się na następny raz. Jesteś
absolutnym geniuszem seksu.
— W takim razie zrób to ze mną jeszcze raz. Nie
odmawia się geniuszowi — nie dawała za wygraną.
Przylgnęła do niego i próbowała uwiesić się,
oplatając go nogami i ramionami.
— Spokojnie, opanuj się. — Mariusz był już lekko zaniepokojony.
— Nie musimy bić rekordów?
Rozalia poczuła się zakłopotana.
— Przepraszam, myślałam, że może jeszcze masz
ochotę…
— Muszę iść do domu wyspać się. Mam w nocny robotę.
Zawsze możesz zadzwonić.
Ubrał się i wyszedł. Rozalia wróciła do łóżka i nakryła
się kołdrą. Była przekona-na, że Mariusz uznał ją za fanatyczną nimfomankę i
popieprzoną schizofreniczkę. Nie będzie chciał się z nią ponownie spotkać.
Najgorsze było to, że nadal nie wiedziała, z kim
właściwie spała. Przekonywała sama siebie, że to musiał być cielesny mężczyzna,
a nie jakieś wymyślone zjawisko. Przecież nie śniły jej się żadne drzwi. Nie
miała w ogóle snów.
Coś wyrwało ją z tego ciężkiego zamyślenia, odwróciło
jej uwagę. Mokre uda. Sięgnęła ręką. To była niewątpliwie sperma. Nawet jeżeli
miałaby jakieś wątpliwości, zapach wyjaśniał wszystko. Więc był jednak seks.
Tylko, z którym do cholery? Nagle ją oświeciło. — Nie jest ze mną tak źle,
skoro potrafię szybko kombinować — ucieszy-ła się z ulgą. Wstała i ostrożnie
skierowała się do łazienki, tam wyjęła z szafki kilka patyczków kosmetycznych i
zebrała nimi trochę spermy ze swoich ud, następnie za-pakowała je do foliowych
torebek ze specjalnym zamknięciem. Zajrzała jeszcze do kabiny prysznicowej,
gdzie niedawno kąpał się Mariusz, w nadziei, że znajdzie jego włos, wszystko
jedno, z której części ciała. Starannie po sobie posprzątał, ale jeden włosek
znalazł się i również trafił do foliowej torebki. Zadowolona z siebie zjadła
śniadanie, umyła się i zrobiła makijaż. Zauważyła, że zwykłe codzienne
czynności uspokajają ją i przywracają równowagę. Był poniedziałek, ale do pracy
szła dzisiaj na drugą zmianę. Wolne przedpołudnie było dla niej najlepszym
prezentem po weekendowych przeżyciach. Kiedy się już doprowadziła się do
idealnego stanu, wybrała się do apteki i zakupiła identyfikator DNA. Kosztował
sporo, ale była zdeterminowana, aby wydać 500 globali. Przynajmniej zasiliła
konto konsumenckie. Identyfikator wszedł na rynek niecały rok temu. Kupowali go
nieliczni, ale był marzeniem wielu. Analiza własnego DNA, porównywanie go z DNA
rodziny, znajomych albo szefa było ekscytujące. Dzięki dostępnemu połączeniu z
centralną bazą DNA można było sprawdzić, na przykład, do kogo należała guma do
żucia przyklejona do ławki w par-ku, na którą nieopatrznie się usiadło. Łatwiej
było zidentyfikować, z kim niewierny mąż lub żona zdradza drugą połowę. Do
czego identyfikator wykorzystywali uczniowie w szkołach, nie trzeba chyba
opowiadać. W szkolnej toalecie materiału genetycznego jest pod dostatkiem.
Identyfikacja nie była możliwa jedynie w przypadku
wysokich urzędników publicznych i innych osób chronionych prawem lub korupcją
przed umieszczeniem w bazie. Cena, jaką trzeba było zapłacić za to cudo, była
jeszcze do przełknięcia, ale jednorazowe wkłady, w których umieszczało się
próbki, kosztowały każdorazowo 50 globali, a w pakiecie były ich jedynie trzy.
Identyfikator wyglądał jak kalkulator z dużym wyświetlaczem. Z obu stron
podłączało się do niego płytkie, kwadratowe, zamykane pojemniki, w których
umieszczano materiał do identyfikacji. Z prawej strony materiał podstawowy, z
lewej materiał porównawczy. Po nawiązaniu łączności z bazą urządzenie
informowało, do kogo należą próbki, a także jakie występują między nimi różnice
i podobieństwa.
Ponieważ w osiedlowej aptece nie dostała
identyfikatora musiała podjechać dwa przystanki do pobliskiego centrum
handlowego. Nie był to na szczęście moloch, ale średniej wielkości centrum
osiedlowe. W tamtejszej aptece mieli identyfikatory. Rozalia dokonawszy zakupu,
pośpiesznie wróciła do mieszkania, nie mogąc się już do-czekać, kiedy porówna
znaleziska z kabiny prysznicowej i swoich ud ze swoją śliną. To, że sperma
mogła być wymieszana z jej wydzielinami, nie miało znaczenia. Identyfikator
potrafił rozróżnić DNA znajdujące się w jednej próbce, nawet jeżeli należały do
kilkudziesięciu osób.
Rozłożyła urządzenie na stole, podłączyła pojemniki
i najpierw sprawdziła, czy działa prawidłowo, zgodnie z załączoną instrukcją. Z
jednej strony umieściła swój włos z drugiej ślinę. Identyfikator rozpoznał jej
DNA. Na monitorze pojawiły się jej dane — imię, nazwisko, data urodzenia i
zdjęcie oraz stan konta konsumenckiego. Teraz przystąpiła do właściwego
zadania. W płytce z materiałem podstawowym umieściła włos Mariusza. Taką
przynajmniej miała nadzieję. Rzeczywiście włos należał do Mariusza Kosowskiego.
Wnętrze drugiej płytki posmarowała tym, co zebrała z siebie. Niecierpliwie
czekała na wynik, nerwowo splatając dłonie. Wreszcie na ekranie wyświetlił się
wynik. Zidentyfikowano dwie substancje. Jedna należała do Roza-lii, druga nie
miała DNA. Rozalia, nie zastanawiając się ani chwili, odłączyła wykorzystane
próbki i podłączyła jedną płytkę z ostatniego, trzeciego zestawu. Znowu to samo.
Jej DNA i nie zidentyfikowana substancja naturalna nie mająca kodu genetycznego.
Poczuła, że kręci jej się w głowie. — Zwariowałam — myślała gorączkowo —
wychodzi na to, że kochałam się sama ze sobą i miałam wewnętrzny wytrysk.
Ode-zwał się sygnalizator dźwiękowy. Czas iść do pracy. Zastanawiała się, czy
nie zostać w domu i upić się do nieprzytomności. Szybko jednak zarzuciła ten
pomysł. Siedzenie w czterech ścianach tylko nasili jej niepokój. W pracy nie
będzie czasu, aby o tym myśleć. Oby tylko On się nie pokazał.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz