wtorek, 15 listopada 2016

Wątpliwość

PRZESILENI (fragment rozdziału „Wątpliwość”, Siódme Przesilenie, rok 2012 n. e.)
„Wjechał windą, jak przystało na przeciętnego obywatela, ale uchylając drzwi do sekretariatu, nie mógł się powstrzymać i użył przyśpieszenia, pojawiając się przy biurku sekretarki. Zapatrzona w monitor zareagowała dopiero na wypowiedziane z nienaganną dykcją powitanie. Spoglądał na nią wysoki mężczyzna o regularnej twarzy i ciemnych, krótkich włosach, które na skroniach przechodziły w subtelnie srebrzysty odcień. Idealnie dopaso

wany garnitur w stalowym odcieniu, biała koszula i granatowy krawat wydawały się oczywistym dopełnieniem wizerunku.
– Nazywam się Henk van Aken – przedstawił się. – Jestem umówiony na spotkanie z panią dyrektor.
Poderwała się z fotela i podała rękę gościowi.
– Tak, tak, oczywiście.
Była nowa. Nigdy wcześniej nie widział jej w otoczeniu Luizy. Z pewnością nie należała do środowiska. Stopień zaskoczenia świadczył o tym, że nawet z opóźnieniem nie zauważyła jego nadejścia i wykonanego manewru.
– Pani dyrektor oczekuje pana. – Wskazała drzwi gabinetu szefowej. Spojrzała mu prosto w oczy wzrokiem domagającym się kilku zdań wykraczających poza rutynową konwersację.
Uśmiechnął się i podziękował. Uprzejmie i z dystansem. Jak zwykle otoczył się niewidoczną zaporą, dając wyraźny sygnał, że nie zamierza wyjść poza oficjalne formułki. Zachowywał się tak od zawsze. Odkąd pamiętał, bo trudno było mu określić, co w jego przypadku oznaczało „od zawsze”. Dystans do ludzi nie wynikał z poczucia wyższości. Po prostu taki był. Ostrożny w kontaktach z innymi, zamknięty w sobie, niechętnie nawiązujący znajomości. Zapewne wpłynęły na to wykonywane zajęcie, środowisko, w którym żył i którego był częścią. Wyuczone nawyki i instynkty obronne przenosił do sfery prywatnej, która i tak była bardzo ograniczona.
Wszedł do gabinetu, w którym jedyne wyposażenie stanowił czarny, lakierowany stół, przypominający długi fortepian. U jego szczytu siedziała dyrektor Luiza Hinz. W ten sposób tytułowano ją na użytek zewnętrzny. Dla środowiska była jednym z koordynatorów regionalnych. Szczupła, z wyglądu pięćdziesięcioletnia kobieta o blond włosach z grzywką opadającą na czoło i zatrzymującą się na prostokątnych oprawkach okularów. Po jej lewej stronie usadowił się młody mężczyzna o idealnie łysej głowie. Skóra sprawiała wrażenie, jakby nigdy nie rosły na niej włosy. Ubrany był w czarne spodnie i czarny obcisły sweter podkreślający jego muskulaturę. Z twarzy emanowała szlachetność, spokój i pewien ironiczny dystans do świata. Jedyną ekstrawagancją wydawał się być jedynie srebrny sygnet na wskazującym palcu lewej ręki. Oboje wstali na widok przybyłego. Kobieta odsunęła się od zajmowanego miejsca i zachęcająco wskazała fotel.
– Witaj, Protektorze. Zapraszamy – powiedziała, a sama usiadła naprzeciw łysego. Zanim zaczęli rozmowę, Hinz przypomniała jeszcze sekretarce, żeby absolutnie z nikim jej teraz nie łączyła. – Możemy spokojnie rozmawiać – uśmiechnęła się sztywno do van Akena.
– Dziękuję za to spotkanie – zaczął bez zbędnych wstępów. – Jak dobrze wiecie, straciliśmy cennego Sojusznika w sektorze piątym. Odszedł nagle, z przyczyn naturalnych. – Zrobił pauzę, chcąc podkreślić ten fakt. – To oczywiście musiało kiedyś nastąpić, ale zdarzyło się zdecydowanie za wcześnie. Sojusznik pracował w idealnym miejscu i bardzo dobrze nam służył. Dzięki jego wysiłkom i znajomościom mogliśmy zaopatrywać Profanów w Europie, a nawet sektory poza Starym Kontynentem. Nie tylko zaspokajaliśmy bieżące potrzeby, ale zgromadziliśmy liczne zapasy, które jednak kiedyś się wyczerpią. Nie możemy do tego dopuścić. Fundamentaliści raczej jeszcze nie wiedzą, ale jeśli sytuacja będzie się przeciągać, zorientują się. To będzie dla nich jak wiatr w żagle. – Kolejna przerwa miała uświadomić słuchaczom niebezpieczeństwo takiego wariantu. Rozumieli to doskonale. Van Aken kontynuował: – Dlatego poprosiłem, abyście natychmiast podjęli działania zmierzające do szybkiego pozyskania nowego Sojusznika, najlepiej w tym samym miejscu. – Spojrzał na łysego, który bez słowa, powoli przesunął w jego kierunku papierową wiązaną teczkę.
– Emisariusz przygotował propozycję – wtrąciła Hinz, którą drażniła postawa nonszalancji, zwłaszcza w tak poważnej sytuacji. W gruncie rzeczy zazdrościła Emisariuszowi jego koleżeńskich relacji z Protektorem. Obaj pochodzili z Pierwszego Przesilenia. Ona ledwie z szóstego.
– Przeanalizowaliśmy kandydatury kilku osób, biorąc pod uwagę kryteria spełnione przez poprzedniego Sojusznika – łysy w randze Emisariusza mówił z szacunkiem, ale bez tonu podległości. – Oto nasza rekomendacja.
Van Aken nigdy nie zwracał uwagi na etykietę związaną z jego funkcją. Cenił sobie kulturę osobistą współpracowników, ale nie oczekiwał bizantyjskiej służalczości. Dla niego pani Koordynator była po prostu Luizą, a Emisariusz Albertem nazywanym zwyczajnie Albi. Otworzył teczkę i w milczeniu zapoznał się z dokumentacją. Z uznaniem pokiwał głową.
– Kandydatura rzeczywiście wydaje się trafiona, a co z Werbownikiem? – zwrócił się do Luizy.
W odpowiedzi dostał drugą teczkę. Analizował ją nieco dłużej niż pierwszą.
– Interesująca propozycja – ocenił, spoglądając pytająco na Emisariusza.
– Lepszej nie mógłbym zarekomendować – odparł Albi. – Kontakt z potencjalnym Sojusznikiem został już nawiązany. Oczywiście nie nastąpiło jeszcze ostateczne…
– Akceptuję. Niech Werbownik działa dalej i jak najszybciej złoży propozycję.
– Świetnie. – Emisariusz zatarł dłonie. – To na zakończenie proponuję po pigułce.
Cała trójka zażyła po czerwonej, powlekanej tabletce, każde ze swojego opakowania, które zawsze przy sobie nosili. Protektor spojrzał przez okno na rozświetlone miasto, otulone przez noc.
– Ciekawe, czy wszystkie najważniejsze decyzje zawsze zapadają po zmroku? – rzucił na zakończenie, aby trochę rozładować atmosferę.
Nie oczekiwał refleksji ze strony swoich rozmówców. Mieli ważniejsze sprawy na głowie. Wstał, pożegnał się i wyszedł. Przechodząc obok stanowiska sekretarki przystanął na moment i ukłonił się standardowo. Odpowiedziała w podobnej formie, a w ledwie dostrzegalnym ruchu jej bioder pobrzmiewał żal i rozczarowanie z powodu zachowania, które odbierała jako wyniosłość. Kierując się do wyjścia czuł na plecach jej wzrok. Westchnął cicho. Nawet gdyby zechciał odpowiedzieć na wysyłane sygnały, zagaić rozmowę i rozpoznać podłoże jej zainteresowania, teraz nie miał na to czasu. W związku z zaistniałą sytuacją miał jeszcze coś do zrobienia. Był przecież Protektorem w czasach permanentnej wojny domowej, a to oznaczało odsunięcie na drugi plan prywatności i przyjemności, zwłaszcza, kiedy sprawy komplikowały się. Stajesz się zarozumiały Henk – skarcił sam siebie, jadąc windą w dół. – Myślisz, że każda kobieta na twój widok odczuwa mrowienie, a tymczasem sekretarka może mieć po prostu zwyczaj wnikliwej obserwacji i sprawdzania gości jej szefowej.
W korytarzu znowu wygrał z pokusą skrócenia sobie drogi i użył windy.
Wysiadając na parterze budynku, uświadomił sobie wątpliwość."

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz