Spienione morskie fale
zakryły ostatnie fragmenty lądu. Patrząc na to wyjątkowe widowisko z wysokości
dwóch tysięcy metrów odczuwali niepokój i nostalgię.
Ich świat przestał istnieć.
Nie było już odwrotu.
Na szczęście mieli dokąd się
udać.
Wiedzieli, że nowe miejsce
jest tak bardzo inne od dotychczasowego, ale po przystosowaniu się będą mogli
żyć jak dotąd, a może nawet lepiej. O to przecież chodziło.
Osoba, której to
zawdzięczali była z nimi na pokładzie. Kto inny mógł dowodzić ostatnim
patrolem. Uznawali ją za swoją przywódczynię. Nie tylko teraz w powietrzu. Dla
nich była już przewodniczką całej populacji. Gdyby nie ona zapewne byliby teraz
tam w dole oczekując na kataklizm. Wpatrywali się w nią gotowi na każdy sygnał,
na wykonanie wszystkich jej rozkazów.
– Melduję zakończenie
dekompozycji – lekko załamujący się głos jej zastępcy przerwał ciszę
oczekiwania. – Efekt całkowity.
– Widzę. – Rozejrzała się po
wpatrzonych w nią twarzach. – Dziękuję wszystkim za współpracę. Kierujmy się do
celu. Do naszego nowego lądu.
Nie miała problemów z
przystosowaniem się. Ona już się tam zadomowiła. Co z tego, że warunki tak się
różniły. Poradzą sobie z każdym problemem. Są przecież wyjątkowi. Z pewnością,
dlatego odkryli owo wyjątkowe miejsce, w którym znajduje to, co najważniejsze,
co dobrze już znali, dzięki czemu powstali, istnieli i przetrwali.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz