czwartek, 15 stycznia 2015

Magiczna bajaderka

Blogerzy napisali bajki, które ukazały się w antologii pod tytułem "Magiczna bajaderka". Moja też się tam znalazła. Napisałem współczesną bajkę o Czerwonym Kapturku. Miłośników klasyki może przyprawić o ból głowy, mogą uznać ją za wersję wywrotową, ale ta opowieść też ma swoje przesłanie. 
A oto krótki fragment:

"Czerwony Kapturek szedł sobie przez las. Właściwie dziewczynka miała na imię Ania,
ale na potrzeby bajki nazwano ją Czerwonym Kapturkiem. Taki pseudonim artystyczny.
Ania zmierzała do chorej Babci, która mieszkała sama w drewnianej chatce. Niosła jej w
koszyczku różne smakowitości. Przechodziła właśnie obok starej sosny – w tym miejscu na
leśną ścieżkę tradycyjnie wyskakiwał Wilk. Ania rozejrzała się dookoła. Wilk najwyraźniej
się spóźniał. To czasem mu się zdarzało, ale spóźnienie nigdy nie przekraczało piętnastu
minut. Postanowiła poczekać, bo i tak nie było innego wyjścia. Czekała kwadrans, potem
drugi i trzeci, a Wilk nadal się nie zjawiał. Zniecierpliwiona zaczęła podjadać smakołyki z
koszyka. Zjadła ciasteczko maślane, potem owsiane, następnie kawałek czekolady, popiła
sokiem z malin i w ten sposób znowu upłynęło trochę czasu, aż wreszcie pojawił się…
– Dzień dobry, panie Gajowy. – Dziewczynka dygnęła na widok dobrze znanej postaci.
– Dzień dobry, Czerwony Kapturku. – Gajowy bardzo się zdziwił na jej widok. – Czyżbym
przybył za wcześnie?
– Jest pan punktualny. To mnie już dawno nie powinno tutaj być, ale cały czas czekam na
Wilka.
– Wilk jeszcze się nie zjawił? – Gajowy zmarszczył brwi. – Dziwne. Nigdy się tak nie
spóźniał.
– Może jest chory – zmartwiła się Ania.
– Wilk nie choruje. Od chorowania jest Babcia – przypomniał Gajowy."

Ta i inne bajki innych blogerów w ebooku BEZPŁATNYM do pobrania np. na ebookowo

wtorek, 6 stycznia 2015

Spotkanie. Kim są i dokąd zmierzają?

- Czy mogę usiąść obok?
Ten, który pytał miał jasną cerę i gęstą brodę. Rudawą z mnóstwem srebrnych kosmyków. Z cała pewnością nie pochodził z tych stron. Ten, który siedział też nie pochodził stąd. Miał za sobą długą podróż. Karczma, w której teraz siedział, usytuowana na skraju niewielkiego miasta, leżącego na szlaku handlowym, była ledwie etapem, miejscem chwilowego odpoczynku.. Ten, który stał też wyglądał jakby miał za sobą parę dni wędrówki. Nie wypadało, żeby tak stał.
- Proszę, przysiądź się.
Nowo poznany zajął miejsce. Na stole postawił swój posiłek. Obaj jedli to samo. Jedyne danie w jadłospisie. Gospodarz i jego żona nie bardzo chyba dbali o klientów. W obszernej izbie było ich ledwie trzech. Dwaj, którzy właśnie zadziergnęli znajomość i trzeci, który zdawał się drzemać na drugim końcu.
- Nie chciałem naruszać spokoju – odezwał się ten, który stał, a teraz usiadł, - ale od kilku dni podróżuję samotnie i chciałem w końcu z kimś porozmawiać.
- Ja też podróżuję sam. To męczące i nudne.
- Jestem kupcem. Wędruję z północnego wschodu.
- A ja z dalekiego wschodu. – Właściwie nie musiał tego mówić. Kolor włosów i rysy twarzy wszystko wyjaśniały. – Lecz nie jestem kupcem, ale uczonym.
- W jakich naukach specjalizujesz się?
- W ścisłych. Ale też w medycynie.
- Podziwiam takich jak ty.
- A ja zawsze podziwiałem kupców. Ich zdolności i odwagę.
Kupiec nachylił się do uczonego.
- Widzisz tego tam – mówił o trzecim gościu karczmy. – Niby śpi, ale mam wrażenie, że nas obserwuje.
- Dlaczego miałby nas obserwować?
- Na szlaku można spotkać różnych ludzi. A ja wiozę cenny prezent – położył rękę na zawiniątku przytwierdzonym do pasa.
- Ja również – uczony upewnił się, że ma przy sobie swój tobołek. – A dokąd właściwie jedziesz?
- Tak szczerze mówiąc do dokładnie nie wiem. Pewien jestem jedynie, że musze zmierzać w kierunku wschodnim – przyznał kupiec nieco zawstydzony. – Dziwne jak na kupca.
- Dziwne jest to, że i ja podążam na zachód, ale nie do końca znam miejsce, do którego muszę dotrzeć.
- Jesteś uczonym. A wy lubicie tajemnice. Możecie wtedy nad nimi pracować i odkrywać nowe prawidła.
- Gdybyś znał powód i impuls, dla którego wyruszyłem zdziwiłbyś się – uczony uważniej przyglądał się drzemiącemu człowiekowi.
- Widzę jednak, że coś wieziesz – rzekł kupiec. – Jeśli to coś konkretnego, to znaczy, że wiesz do kogo jedziesz. Zabrałeś ze sobą prezent, podobnie jak ja.
Coś zakłóciło ich konwersację. Ten, który drzemał już nie drzemał. Stał teraz nad nimi. Miał ciemną karnację. Czarne, gęste włosy opadały na ramiona.
- Wybaczcie, że zakłócam spokój, ale usłyszałem waszą rozmowę. Chciałem zapewnić, że nie mam złych zamiarów i podobnie jak wy, wyruszyłem kilka dni temu w podróż. W swoich stronach, na południowym wschodzie, jestem szanowanym sędzią.
Mimo przyjaznego tonu spoglądali nieufnie.
- Usłyszałeś o czym mówimy siedząc na drugim końcu karczmy? – niedowierzał uczony.
- Sam się zdziwiłem, ale widać dobra tutaj akustyka – wyjaśnił sędzia.
- Myśleliśmy, że śpisz. Dlaczego udawałeś? – chciał wiedzieć kupiec.
- Ponieważ obawiałem się czy nie jesteście opryszkami namawiającymi się, żeby na mnie napaść – wyjaśnił ze wstydem. – Wiozę cenny prezent.
- Może jeszcze nam powiesz, że też jedziesz na zachód? – zaśmiał się kupiec.
- Dokładnie tak – odparł zupełnie poważnie sędzia.
Uczony zaprosił go, aby usiadł. Przez chwilę jedli w milczeniu.
- Jedno nie daje mi spokoju – nie wytrzymał kupiec. – Jestem przyzwyczajony do długich podróży. Uczony zapewne mniej, ale także podróżuje. Nie rozumiem jednak dlaczego ty, człowiek na takim stanowisku, porzuciłeś swoją funkcję i jedziesz nie wiadomo gdzie.
- Wiem kogo szukam i wydaje mi się, że wy również – sędzia przyglądał się im uważnie. – Zrozumiałem to siedem dni temu. To najważniejsze, co spotkało mnie w życiu. Wszystkie tytuły i stanowiska są w porównaniu z tym nieważne. On jest na tym świecie od tygodnia.
Uczony i kupiec pokiwali głowami. Oni także zrozumieli coś tydzień temu. Właściwie nie rozumieli wszystkiego, ale wiedzieli, że muszą jechać.
- Jak go znajdziemy? Jak go poznamy? – zmartwił się kupiec.
Ani uczony, ani sędzia nie potrafili odpowiedzieć na te pytania. Pomoc przyszła z zupełnie nieoczekiwanej strony.
- Szukajcie dziecka – mruknęła żona karczmarza, która podeszła posprzątać ze stołu.
- Nie tylko ty podsłuchiwałeś – mruknął uczony do sędziego.
- Tu jest dobra akustyka – odcięła się żona karczmarza. – Szukajcie dziecka.
- Dziecka? Niby skąd możesz to wiedzieć? – sędzia spojrzał na nią groźnie.
- Karczmarze wszystko wiedzą – rozległ się potężny głos karczmarza, który też stanął przy stole. – Idźcie na zachód i szukajcie dziecka.
– Co jeśli zbłądzimy po drodze? – kupiec wyraził obawę.
- Idźcie za nią – karczmarz spojrzał w górę. – Jak dotychczas. Ona was zaprowadzi. Jeśli zaraz wyruszycie, za siedem dnia powinniście być na miejscu.
Trzej wędrowcy pożegnali się i wyszli przed karczmę. Sędzia spojrzał w górę.
- W nocy wygląda jak inne, a za dnia nie znika. Nawet Słońce jej nie przyćmiewa.
- Możesz to wytłumaczyć? – kupiec zwrócił się do uczonego.
- Teoretycznie tak – westchnął uczony niezbyt przekonująco.

Ruszyli w drogę. Gdy na chwilę obejrzeli się za siebie nie widzieli już karczmy. 

poniedziałek, 5 stycznia 2015

Język

– Chcesz powiedzieć, że mówicie w języku elfów?
– W języku Kemen. Od wieków. I nie jesteśmy elfami.
– Ale u nas… To znaczy, że Tolkien...
– Prawdziwy Tolkien nie przeżył wojny. Podmiany dokonano
jeszcze na froncie. Eksperyment miał sprawdzić, czy
można liczyć wśród was na zainteresowanie naszym językiem.
Kompletna porażka.
– Bez przesady. Mowa elfów ma wielu entuzjastów na całym
świecie.
– A ilu ludzie posługuje się nim na co dzień? – uśmiechnęła
się, – Nie udało się go wprowadzić jako urzędowego
w żadnym państwie, ani nawet regionie.
– Dlaczego próbowaliście przekazać nam swój język poprzez
literaturę?
– Liczyliśmy, że kultura masowa spopularyzuje go. Nie
wyszło.
Osiągnęliście niezamierzony efekt tworząc jedno z najbardziej
znanych dzieł światowej literatury.
– Ale język elfów nie zaskoczył. Najwyraźniej jesteście
skazani na lingwistyczne rozbicie.


KEMEN ebookowo