wtorek, 14 kwietnia 2015

Miława

Przedstawiam opowiadanie, które otrzymało II nagrodę w konkursie "Wodnik" zorganizowanym przez dwumiesięcznik literacki SOFA. Temat konkursu związany był z dawnymi, pogańskimi czasami, pełnymi czarów, upiorów, demonów i innych tego rodzaju stworzeń.

-------------------------

Miława

Jedyne miejsce, do którego mogła uciec napawało ją przerażeniem. Las – za dnia pełen soczystej, głębokiej, aromatycznej zieleni – nocą zdawał się być czarną otchłanią. Wszystko, co nieludzkie, straszne i złowrogie wypełzało ze swych nor i kryjówek. Czaiło się za drzewami, w gęstwinie krzewów, w koronach drzew, aby dopaść nieszczęsnych ludzi, którym zdarzy się zbłądzić w nieodpowiedniej porze. Nawet zbrojni woleli omijać to miejsce po zachodzie słońca. Gdy zaś już musieli – bo rozkaz księcia – szli większą gromadą, wzmocnieni zaklęciami Zielarza, oświetlając mrok pochodniami.
Miława była sama, nie miała pochodni, a od Zielarza oczekiwać mogła jedynie złych zaklęć. W dodatku jej biała szata widoczna była z daleka nawet w głębokich ciemnościach. Pomyślałby, kto że zmysły postradała, lecz ona postradała wszystko.
Kiedy po raz pierwszy poczuła coś do młodszego syna księcia? Może poprzedniej wiosny, a może wcześniej. Uczucie rosło w niej i nie dawało spokoju, a ukochany Rzemek w końcu zrozumiał, co oznaczają jej spojrzenia i zaczął je odwzajemniać. Później były niewinne rozmowy, które zmieniły się w potajemne spotkania i wreszcie zaprosił ją do swego łoża. Nie opierała się. Tam jej powiedział, że chce, aby byli razem. Ogłosi swą wolę Staremu Księciu, a później w całym grodzie.
Następnego dnia wraz z ojcem wezwana została przed oblicze Księcia. Towarzyszył mu starszy syn zwany Krzepkim. Wielki i silny, szykowany na następcę włodarza grodu. Miława usłyszała z ust Księcia, że jego pierworodny upatrzył ją sobie na żonę, a jej własny ojciec z radością oddał córkę. Bliska była omdlenia. Krzepki zawsze ją przerażał. Posturą, surowością, porywczym charakterem. Okazywała mu uprzejmość i szacunek wymagany dla jego pozycji. Nic ponadto. A jednak wpadła mu w oko.
Zaślubiny miały odbyć się szybko. Dzień przed ceremonią do jej komnaty zakradł się Rzemek.
- Nikt nie może nas rozdzielić – oświadczył twardo. – Ślub się odbędzie, ale nasz.
- Jak to zrobisz? – wielkie szczęście, ale i wątpliwość przepełniły Miławę.
- Jutro stanę między ojcem a bratem i zaproponuję Krzepkiemu, że wykupię cię. Zwyczaj taki praktykujemy w naszym rodzie od pokoleń. Mój brat pożąda kosztowności bardziej niż kobiet.
- Ale czy twój ojciec zgodzi się?
- Poprze mnie, bo chce mieć spokój w rodzinie. Jeszcze tego samego dnia odbędą się nasze zaślubiny.
Objęła go, a on zaczął ją całować. Mocno i namiętnie, aż zrzucił z niej odzienie. W tym momencie z hukiem otworzyły się drzwi. Stał w nich Krzepki poczerwieniały z wściekłości. Zza jego placów wyglądała koścista sylwetka Zielarza. Starszy brat ze straszliwym okrzykiem dobył swój miecz i przebił Rzemka. Miława nie zdążyła nawet Krzyknąć, bo zaraz uderzyła w nią twardą jak głaz pięść Krzepkiego. Straciła przytomność, a gdy się ocknęła, jak za mgłą widziała zabójcę stojącego nad ciałem brata, obok zaś Starego Księcia i nieco dalej Zielarza. Zajęci sobą rozmawiali gorączkowo. Drzwi do komnaty były otwarte. Podczołgała się do wyjścia i wyjrzała na zewnątrz. Straży nie było. Pewnie Książę ich odesłał, by nie oglądali tej sceny.
Wymknęła się z grodu sama nie pamiętając jak. Poprowadziła ją ciemność i powiodła aż do lasu, ale tu nie zaznała wcale spokoju. Uwolniła się od ludzkich straszliwości, a otoczyły ją te prawdziwe. Z innego świata. Czy naprawdę widziała strzygi i leśne stwory, krwiożercze istoty o przerażającym wyglądzie szczerzące w jej stronę kły wielkie jak miecze? Czy siedzące na drzewach upiory były jedynie wytworem rozchwianego umysłu? Wszak przeżycia jakich doświadczyła mogły doprowadzić ją do szaleństwa, sprawić, że nigdy i nigdzie nie będzie się już czuła spokojnie.
Nie oglądając się za siebie pędziła leśnym duktem potykając się i kalecząc stopy, aż dobiegła na skraj lasu, gdzie drzewa spotykają się z jeziorem. Dopadła brzegu, aby załapać oddech i zaczerpnąć parę łyków wody.
Wtedy go zobaczyła. Najpierw odbicie w wodzie. Oświetlony przez księżyc, Utopiec wynurzył się kilka kroków od niej. Serce jej zamarło. Ileż to opowieści słyszała o zjawie żyjącej w jeziorze. Ilu rybaków nie powróciło, bo zabrał ich jako zapłatę za wybieranie jego ryb z jego jeziora. Teraz los ją zagnał w ręce wodnej bestii. Niech i tak będzie. Przecież jej życie już było skończone.
Stał i patrzył na Miławę. Oślizgły, szkaradny, z bladą skórą pomarszczoną od wody. Czekała aż pochwyci ją błoniastymi kończynami i zabierze na dno jeziora. Utopiec syknął, wykrzywił twarz czyniąc ją jeszcze bardziej obrzydliwą i… wskoczył do jeziora. Miława upadła na piaszczysty brzeg i wyczerpana zapadła w nagły sen.
Obudziła się, gdy słońce było już wysoko na niebie. Jezioro połyskiwało skąpane w promieniach. Ani śladu Utopca i innych stworów. Las wyglądał przyjaźnie. Przeżyła noc. Tę noc. Co dalej? Książe i Krzepki już wydali na nią wyrok, a Zielarz pewnie dołożył zaklęcia. Dzięki niemu strachy wszelakie trzymają się daleko od grodu, lecz kto popadnie w niełaskę Zielarza, tego one dręczyć będą po wsze czasy.
- Lepiej mi już od ludzkiej ręki zginąć, niż co noc cierpieć od stworów, które mnie do utraty zmysłów doprowadzą, a koniec końców i tak życia pozbawią – rzekła smutno Miława i podążyła przez łąkę w kierunku grodu.
Szła wśród wysokich traw ocierając pot z czoła. Było już południe, a słońce przypiekało niemiłosiernie. Wtem łąka zafalowała, choć Miława nie poczuła najmniejszego podmuchu wiatru. Spojrzała raz jeszcze w górę i przypomniała sobie opowieści o najstraszliwszym demonie, który nawiedza ludzi za dnia. Biec zaczęła, co sił, by dostać się do grodu. Może Krzepki i Stary Książe wybaczą jej, a Zielarz przepędzi demony.
Jakby na swoje życzenie ujrzała zbliżający się niewielki konny oddział wojów, a na ich czele jej Krzepkiego. Obok konnych kroczył Zielarz. Szukali jej. Wyciągnęła ręce w ich kierunku, oni zaś zatrzymali się. Złowrogie oblicze Krzepkiego nagle straciło swoje rysy. Chwycił się za głowę jakby nagle dopadł go straszliwy ból i bezwładnie spadł z konia. Osłupiali woje nim zdążyli pojąć co się stało podzielił jego los. Zielarz wytrzymał najdłużej. Mamrotał zaklęcia mrużąc oczy. W końcu wyszeptał ostatnie słowo. Wypowiedział je bardzo wyraźnie i doszło ono do uszu Miławy.
- Nie zdążyłem.
Po tym umilkł i padł bez oznak życia.
Miława wydarła z siebie straszliwy krzyk i pobiegła z powrotem w stronę jeziora. Niech weźmie ją sobie. Niech skończy się ten koszmar.
Dopadłszy jeziora wbiegła do wody po kolana i wtedy zobaczyła swoje odbicie. Pomarszczona i wysuszona skóra, zęby jak długie kły, pożółkłe i mocno przerzedzone włosy, place zakończone szponami niczym u drapieżnego ptaka.
- Co się ze mną stało? – zapytała z przerażeniem.
- Naprawdę nie wiesz? – rozległ się bulgoczący głos.
Znad wody wyglądała głowa Utopca. Choć w słońcu jeszcze bardziej obrzydliwa teraz jej nie przerażała.
- Na co czekasz? Zabierz mnie do głębin – wydyszała gotowa na swój koniec.
- Co powiedział Zielarz przed śmiercią?
- „Nie zdążyłem” – przypomniała sobie. – Jak to rozumieć?
- Nie zdążył zabić cię przed twoją przemianą. Południco.
Podniosła w górę szponiaste ręce. Przyglądała się im z niedowierzaniem. Kiedy dokonała się przemiana? W nocy czy nad ranem? A może w chwili, gdy ujrzała pościg jej demoniczna natura wzięła górę? Początek przemiany nastąpić musiał już w komnacie, gdy od uderzenia nie straciła przytomności. Krzepki zwyczajnie zatłukł ją gołymi rękoma. Gdy zorientował się, że zniknęła, zarządził poszukiwania sądząc, że udało jej się przeżyć. Zielarz musiał coś podejrzewać. Po ciosie Krzepkiego mało kto byłby w stanie zaraz zebrać się i uciec, a już z pewnością nie drobna dziewczyna. Niedoszła panna młoda zabita tuż przed ślubem? Z tego mogą narodzić się kłopoty jakich nawet silny syn Księcia powinien się obawiać. I Zielarz udał się z nim na poszukiwanie Miławy. Może nawet przezornie wysłał go Stary Książę, bo Krzepki nie wierzył w gusła. Teraz on i Zielarz leżeli wśród traw powaleni śmiertelnym paraliżem zesłanym przez Południcę. Nawet jeśli któryś pozostał przy życiu na zawsze będzie uwięziony w bezwładnym ciele. O ile mieszkańcy grodu, biorąc nieszczęśnika za zmarłego nie spalą go żywcem podczas obrzędów żałobnych.
- Skąd się tutaj wziąłeś? – zapytała Utopca.
- Byłem kiedyś w drużynie Księcia. Dawno temu, gdy jeszcze był bardzo młody. Zapragnąłem podróżować samotnie do dalekich krain i postanowiłem odejść ze służby. Książę zgodził się, ale podstępnie wysłał za mną swoich ludzi, którzy utopili mnie w jeziorze. Od tej pory wyczekuję okazji, aby Książę pojawił się na brzegu. Marzę o tym by wciągnąć go na zawsze w głębiny. Lecz on przezornie omija to miejsce.
- Długo tak na niego czekasz?
- Przestałem liczyć lata – prychnął. – Pamiętam jedynie, że to był kwiecień. Jedenasty dzień miesiąca. Dzisiaj rocznica, ale nie wiem która – zarechotał.
- Dzisiaj miał się odbyć mój ślub – westchnęła gorzko na wspomnienie Rzemka.
- Tobie dane było od razu dokonać zemsty. – Utopiec zmrużył oczy. – Na mnie czas. Nie mogę być za długo na słońcu – to mówiąc zanurzył się.
Południca odwróciła się w kierunku brzegu i zaczęła wychodzić z wody. Spojrzała w niebo. Prosto w słońce. Południe jeszcze nie minęło. Podążyła w kierunku grodu.
KONIEC

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz