niedziela, 15 lipca 2012

FABRYKA ROWERÓW

Na wąskich osiedlowych uliczkach zaroiło się od rowerzystów. Na głównej drodze tranzytowej prowadzącej przez miasto musiało stać się coś poważnego. To nie był zwykły poranny korek. Magnus dojechał swoim składakiem do głównej ulicy i dopiero teraz uświadomił sobie skalę problemu. Dwupasmowa ulica była po brzegi nabita rowerami. Właściciele wszelkiego rodzaju dwukołowców wjeżdżali na siebie, przepychali się, przewracali jeden na drugiego. Gorzej mieli użytkownicy rowerów trzy i czterokołowych oraz dostawczych z przyczepami. Tym najtrudniej było wykonać jakiś większy manewr. Najbardziej dostawało się rykszarzom, którzy musieli wysłuchiwać pretensji zniecierpliwionych klientów.
Jedni krzyczeli, inni zrezygnowani stali w apatycznym bezruchu. Wielu próbowało przedzierać się przez tory tramwajowe przedzielające jezdnię, ale i tam było już tłoczno. Magnus zagadnął dziewczynę, która zjechała na pobocze i oparła swój turystyczny rower o drzewo.
- Na rondzie dwie grupy ścigaczy zderzyły się z tramwajem – wyjaśniła wzruszając ramionami. – Rozrzuciło ich na kilkanaście metrów. 
Ścigacze byli zmorą miejskich ulic. Kilkuosobowe grupy rowerzystów urządzały między sobą wyścigi, w biały dzień, w czasie największego zatłoczenia. Magnus nie miał innego wyjścia jak zaczekać na posprzątanie skutków katastrofy. Korek ruszył się pod dwóch godzinach. Przejeżdżając przez rondo starał się omijać plamy krwi na asfalcie i resztki rowerów. 
Następne dwie godziny zabrało mu przedarcie się na drugi koniec miasta. Zostawił składak na parkingu buforowym i zapłacił z góry w automacie. Wszedł w kasztanową alejkę biegnącą wzdłuż jednorodzinnych domów. Przy chodniku, co kilkanaście metrów stała ławka. Na jednym z nich siedział mężczyzna i czytał gazetę. Był mniej więcej w wieku Magnusa. Na jego widok złożył gazetę i wstał.
- Igor przepraszam, że tak późno – powiedział na powitanie Magnus. – Na rondzie prawdziwa masakra. 
- Słyszałem a radiu – brzuchaty kolega, ogolony na zero machnął ręką. – Zanim zatrzymali się na tramwaju skasowali staruszkę na pasach, a ci idioci ze Straży Rowerowej aresztowali motorniczego.
- Który to dom – Magnus przeszedł do sprawy, dla której tutaj przyjechał.
- Kremowy – Igor wskazał na okazałą willę. 
- Ta kobieta jest pewna?
- Jasne. Sama przecież bardzo ryzykuje.
Podeszli do furtki i zadzwonili przez domofon. Powitał ich trzeszczący głos. Igor poinformował, że są z ogłoszenia i przyszli obejrzeć pokoje do wynajęcia. 
- Ile ona ma lat – zapytał Magnus, kiedy szli ścieżką od furtki do drzwi wejściowych.
- Prawie pięćdziesiąt, ale wygląda na dziesięć mniej czyli tak jakby była w naszym wieku, ale poza tym nic szczególnego – wyrzucił z siebie Igor zanim doszli do jej domu. 
Magnus nie zdążył już przeanalizować wypowiedzi swojego kolego. Nie musiał tego robić. Drzwi otworzyła im Eleonora Kowalska we własnej osobie i Magnus musiał przyznać, że ocena Igora była niezwykle trafna. Pod warunkiem, że kobieta rzeczywiście zbliżała się do pięćdziesiątki. 
- Proszę wejść – wpuściła gości i szybko zamknęła drzwi. – Nikt za wami nie szedł?
- Nie – odpowiedział Igor.
- Nie mówiliście nikomu dokąd idziecie – badała dalej Eleonora.
- Nikomu – potwierdził gorliwie Igor.
- Absolutnie nikomu – dodał Magnus.
- W takim razie po stówie od głowy i proszę za mną.
Nie lubiła tracić czasu, a Magnus zaczął się zastanawiać czy przypadkiem nie pracowała w wojsku, policji lub innych tego typu służbach. Tak czy owak teraz działała na własny rachunek, niezgodny z obowiązującymi przepisami. 
Po skasowaniu pieniędzy zaprowadziła ich do dużego salonu. Przykucnęła i odchyliła dywan odkrywając drewnianą podłogę. Z kieszeni spodni wyjęła urządzenie przypominające pilota do automatycznej bramy. Po naciśnięciu guzika kilka podłogowych desek wysunęło się lekko ponad powierzchnię, następnie rozsunęły się ukazując kwadratowy otwór o metrowych brzegach. 
- Uwaga strome schody – poinformowała gospodynie. – Idziecie za mną i żadnych zdjęć – dodała.
Zeszli do ciemnej piwnicy rozświetlanej jedynie przez latarkę dzierżoną w dłoni Eleonory. Wiązka latarkowego światła szybko odnalazła przełącznik na drzwiach. Eleonora rozjaśniła pomieszczenie, które okazało się sporą salą o powierzchni prawie takiej jak cały dom. 
- Przed waszym przyjściem zdjęłam z niego pokrowiec i odkurzyłam – powiedziała nie bez satysfakcji. – Można oglądać, wsiadać, naduszać przyciski, kręcić pokrętłami. 
Igor i Magnus z niedowierzaniem zbliżyli się do eksponatu. To naprawdę był samochód. Zwyczajny kompakt w granatowym kolorze. Na oko kilkunastoletni. Nie widzieli czegoś takiego od dziesięciu lat. Od czasu, kiedy w życie weszła Rezolucja CNA. 
Najpierw obeszli go dookoła. Dotknęli chłodnej karoserii. Magnus pociągnął za klamkę. Drzwi były otwarte. Niepewnie spojrzał na Eleonorę. 
- Mówiłam, że można wsiadać – przystanęła sobie obok, spoglądając na Magnusa nieco rozbawionym wzrokiem.
Magnus zajął miejsce na wyprofilowanym fotelu i oparł ręce na kierownicy. Spojrzał na deskę rozdzielczą przypominając sobie swój własny, pierwszy i jedyny samochód. Ojciec oddał mu swojego wysłużonego forda, miesiąc po tym jak Magnus zdał prawo jazdy. Cieszył tym gratem pół roku. Potem wprowadzono CNA i rozpoczęła się rzeź aut. Po roku pozostały jedynie pojedyncze sztuki pojazdów specjalistycznych na gąsienicach, produkowanych w zależności od potrzeb najczęściej do prac budowlanych lub jako wozy strażackie. 
Igor usiadł na fotelu pasażera. Zaczął regulować oparcie. Zajrzał do schowka.
- Szkoda, że nie można go uruchomić – westchnął. – Chociaż na chwilę. Posłuchać tego dźwięku.
Magnus zamknął oczy i próbował sobie wyobrazić pracujący silnik. 
- Zajrzyjmy pod maskę – zaproponował Igorowi.
Zajrzeli. Benzynowy silnik 1.6 litra był pięknie zachowany, a oni przez te wszystkie lata nie zapomnieli nazw poszczególnych elementów. 
- Jak samochód znalazł się tutaj – Magnus przypomniał sobie, że cały czas przygląda im się Eleonora. 
- Mój mąż postanowił go zachować. Gdy wprowadzono CNA zaczynaliśmy budować ten dom. Albert po prostu zabudował samochód w przyszłej piwnicy i zgłosił, że mu go skradziono. 
- Pani mąż musi tu często przesiadywać – powiedział Igor.
- Zmarł dwa lata temu.
- Przepraszam – zaczerwienił się Igor.
- Bardzo współczujemy – powiedział Magnus.
- Już się z tym oswoiłam – na jej twarzy próżno było szukać emocji. – Nie chcę was wyganiać, ale muszę zakończyć pokaz. Możecie jeszcze kiedyś wpaść.
Podziękowali, spojrzeli ostatni raz na auto i wyszli z piwnicy. Eleonora odprowadziła ich do drzwi, a potem na zewnątrz zobaczyli ubrany na czarno oddział specjalny Straży Rowerowej z maskami na twarzy i wycelowaną w nich bronią gazową. Z szerokich luf zaczął wydobywać się błękitny dym. Gaz usypiający. Zaraz potem Magnusowi urwał się film.
Po przebudzeniu odbyło się błyskawiczne przesłuchanie i ekspresowy sąd bez prawa do obrony. Magnus dostał dwa lata robót w fabryce rowerów na południu Chin. Eleonora sześć lat. Mogła mówić o dużym szczęściu, gdyż uznano, że organizatorem procederu był jej mąż, a ona tylko kontynuowała przestępczą działalność. Igor otrzymał nowy rower i nagrodę pieniężną za obywatelską postawę. Straż Rowerowa była dumna z takiego współpracownika, który wystawił im jak na talerzu dwójkę wywrotowców.
Zanim Magnusa wysłano więziennym pociągiem do Chin musiał jeszcze obejrzeć na własne oczy jak buldożery zburzyły dom Eleonory i wyciągnęły na powierzchnię samochód. Auto zostało publicznie spalone i pocięte na kawałki. Tego widoku nie oszczędzono również Eleonorze. Patrzyła na wszystko z niewzruszonym, obojętnym obliczem, ale pod rudymi włosami opadającymi na twarz Magnus dostrzegł pojedyncze łzy. Zastanawiał się jedynie czy bardziej boli ją utrata domu czy samochodu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz