wtorek, 18 października 2016

Centrum Handlowe "Cytadela"

Centrum Handlowe „Cytadela” znajdujące się w samym centrum miasta nie otrzymało swej nazwy przypadkowo. W zamierzchłych czasach wznosiły się w tym miejscu fortyfikacje nazywane właśnie Cytadelą. Później fort obrócił się w ruinę, a przestrzeń wypełnił duży, urokliwy park. Wyciszone, zielone miejsce z drzewami, łąką, ogrodami, ścieżkami spacerowymi, amfiteatrem, oczkiem wodnym, pomnikami i rzeźbami. Na obrzeżach znajdował się cmentarz wojskowy poświęcony pamięci żołnierzom, którzy kiedyś ze sobą walczyli, a teraz spoczywali razem.
Ten okres należał już do przeszłości. Stratedzy DKM uznali, że tak atrakcyjny ka-wałek ziemi w centrum Poznania musi być wykorzystany w sposób racjonalny i zdecydowali o budowie centrum handlowego. Przekonywano, że elementy zieleni umieści się w pasażach handlowych, po których też można spacerować, robiąc przy okazji zakupy. Istotnie w nowej galerii postawiono donice z pluszowymi drzewkami i krze-wami. Pomniki upamiętniające poległych przeniesiono na cmentarz komunalny. Wyburzono okalające park osiedla mieszkaniowe, bo przecież potrzebne było miejsce na parkingi. Tych, którzy protestowali, przedstawiano jako wichrzycieli zagrażających rozwojowi miasta. Skazano ich na wysokie kary finansowe, z których już się nie podnieśli. Tkwili teraz w zamkniętym kole spłacania długów, zaciągania nowych, pracy w „Cytadeli” przy rozładunku towaru oraz obowiązkowych zakupów.
Rozalię zawsze przerażał ten moloch. Dwadzieścia kilometrów kwadratowych po-wierzchni całkowitej, pełnych spoconych ludzi targających olbrzymie wózki wypchane owocami konsumpcji, wrzeszczące dzieciaki, młodociane zbiry szukające zaczep-ki, złośliwe moherowe staruchy, kieszonkowcy, a przede wszystkim kolejki. Wszędzie kolejki — na parking, po koszyk, po wędliny, po sery, do kasy, do restauracji, po lody, do bawialni dla dzieci, do działu ze sprzętem RTV, do działu ze sprzętem AGD, do sklepu z upominkami, do sklepu z odzieżą, do kręgielni, do gier i zabaw dla dzieci, do kina, do apteki sprzedającej dopalacze i znowu na parking. I jeszcze nieustannie dudniąca muzyka. Ludzie to uwielbiali albo udawali, że uwielbiają. Rozalia nienawidziła tego miejsca. Już z daleka wielki gigantyczny neon z godłem galerii przyprawiał ją o mdłości.
Leszczak skierował samochód do specjalnego wjazdu przeznaczonego tylko dla wyższego personelu Centrum Handlowego, pracowników ochrony i funkcjonariuszy Departamentu Konsumpcji Masowej.
— Proszę udać się po wózek, czekam przy wejściu H7c — rozkazał. — Ucieczka nie ma sensu — dodał zupełnie niepotrzebnie, bo Rozalia doskonale wiedziała, że nie ma dokąd uciekać. Dekaemy znajdą ją wszędzie.
Dojście do hangaru z wózkami, załapanie się na wózek i droga do wejścia H7c za-jęło jej pół godziny. Musiała poczekać, aż wózki pobierze wycieczka szkolna ze wsi Paździerzówka. Dzieci przyjechały wykonać plan konsumpcyjny za rodziców. Kiedy dotarła do Leszczaka, ten był bardzo zniecierpliwiony.
— Co tak długo? Już chciałem wysyłać list gończy.
— Była ...
— Nieważne, idziemy. Zaczniemy od RTV AGD. Czego pani potrzebuje?
— Z tego działu wszystko już posiadam...
— Nie rozmawiaj ze mną w ten sposób! — Leszczak poczerwieniał a w kącikach ust pojawiła się spieniona ślina. — Mam o tobie wszystkie informacje! Twoja lodów-ka ma pięć lat, pralka cztery, a telewizor siedem. Już czas na produkt nowej generacji!
— Moje sprzęty są sprawne – Rozalia od dłuższego czasu była przygotowana na jego wybuch. Takie typki jak Leszczak były do bólu przewidywalne.
— Jeszcze jeden sprzeciw i wlepię ci mandat karny w wysokości 200 globali! — Leszczak poczerwieniał z wściekłości. — Następny mandat wyniesie 500 globali!
Rozalia miała ochotę płakać, ale stwierdziła, że nie da satysfakcji wieśniakowi.
Szli wzdłuż regałów ze sprzętem, a Leszczak wskazywał Rozalii, co ma ładować do wózka.
— Zegar wielofunkcyjny, MP6, czajnik z filtrem, minipiekarnik, telewizor 32 cale.
— Wolę 21 cali.
— Ja decyduję...
— Jestem klientem i ja decyduję.
— Nie, jeśli klient doprowadzany jest w trybie przymusowym.
— Co za różnica, ile cali ma telewizor...
— Zamknij się ty, wredna suko! – wrzasnął tak, że poczuła na twarzy kropelki jego śliny.
— Ty chamie! — odcięła się. — Jesteś prymitywnym burakiem i założę się jeszcze, że impotentem!
Leszczak zamachnął się na Rozalię. Zmrużyła oczy, oczekując ciosu. Ręka Lesz-czaka nie doszła na szczęście do jej twarzy. Coś ją powstrzymało. To była ręka innegomężczyzny. Wyrósł jak spod ziemi, większy o głowę od Leszczaka chwycił mocno jego przegub.
— Dlaczego pan bije kobietę? — zapytał, nie puszczając jego ręki.
— Nie twoja sprawa, jestem urzędnikiem Departamentu...
— To w niczym pana nie usprawiedliwia.
Leszczak zaczął się wściekle szarpać.
— Puszczaj! Puszczaj, bo pożałujesz!
— Proszę bardzo.
Nieznajomy wybawiciel puścił przegub Leszczaka, a ten runął na półkę z telewizorami. Chwycił się jednej z nich, ale nie utrzymał równowagi. Razem z telewizorem walnął na podłogę i rozbił idealnie płaski ekran. Rozalia zauważyła kątem oka dwóch ochroniarzy idących w ich kierunku.
— Dziękuję, że stanął pan w mojej obronie — wyszeptała do nieznajomego obrońcy, który z rozbawieniem spoglądał na usiłującego powstać Leszczaka. — Czy może pan powiedzieć strażnikom, jak było?
— Myślę, że nie ma takiej potrzeby.
— Jak to?
— Sama pani zobaczy.
To mówiąc, zniknął za regałem.
(...)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz